Pamiętam ten dzień. Były to moje urodziny.
Dzień w którym umarło moje życie... Dzień w którym Ty umarłeś.
Po nagraniach dowiedziałam się że wywiad dla gazety jest odwołany i że mogę wracać do pokoju.
Siedziałam tam i patrzyłam jak pada deszcz. Czekałam na przyjazd Hachi, Yasu i całej reszty. Kiedy wreszcie zadzwonił dzwonek do drzwi zabroniono mi ich otwierać. Wszyscy dziwnie się zachowywali. Usłyszałam głos Yasu. Rozradowana pobiegłam do drzwi, ale widok był szokujący. Wszyscy płakali. Zapytałam o co chodzi i dowiedziałam się tego... Dowiedziałam się że nie żyjesz.
I w ten o to sposób zdałam sobie sprawę że zginęło moje życie.
Ogarnęła mnie przeraźliwa pustka... nie dałam rady płakać. Nie chciałam jechać na identyfikację zwłok, na Twój pogrzeb... Dopiero kiedy Yasu powiedział że to ostatnia szansa... opamiętałam się.
Już nigdy Cię nie zobaczę... nigdy... moje życie umarło.
Całe Twoje ciało było zmasakrowane. Ochroniłeś tylko swoje ręce... tak cenne dla gitarzysty... tak cenne dla mnie.
Moje życie umarło...
Nie byłam w stanie powiedzieć czy to Ty. Z Twojej twarzy nic nie zostało... z Twojego ciała... Tylko nienaruszone ręce...
Moje życie umarło.
Jednak serce mi podpowiadało, że to Ty. Świat runął mi na głowę.
Moja życie umarło!
Pogrzeb był jak każdy inny... Wszyscy przyszli. BLAST, TRAPNEST... Hachi... cały czas płakała. Ja nie potrafiłam. Po pogrzebie wróciłam do pokoju.
Chciałam iść do Ciebie.
Chciałam się zabić, ale Yasu jak zawsze przyszedł w porę... Od tamtej chwili ktoś przez cały czas przy mnie był... pilnował mnie, uniemożliwiał mi spotkanie z Tobą! Po jakimś czasie przestali przy mnie siedzieć. Zaczęli prowadzić normalny tryb życia. Chodzić do pracy... a ja? A ja nie potrafiłam. Nie wychodziłam z pokoju... Nie jadłam. Schudłam. Nie dałam rady jeść... Bez Ciebie czułam się taka samotna. Wszyscy gdzieś poszli. Wzięłam gitarę, papierosy i trochę pieniędzy. Wyszłam. Po prostu wyszłam. Tak jak było rok wcześnie kupiłam bilet w jedną stronę. Odeszłam bez słowa. Spaliłam za sobą mosty. Było to dla mnie bardzo bolesne... zostawić wszystkich... zostawić Hachi.
Moje życie umarło! REN NIE ŻYJE!!!
~*~
Jestem zafascynowana anime i mangą Nana. Zakończenie, a tak właściwie nie zakończenie, bardzo mnie nie zadowoliło wiec musiałam coś o tym napisać. Przepraszam za brak przecinków ale nie potrafię ich wstawiać. Przepraszam że nie komentuję na waszych blogach, ale nie mam czasu, żeby nie było!!! Notki czytam!!!
niedziela, 14 września 2014
wtorek, 12 sierpnia 2014
"Miłośc nie wybiera" - ROZDZIAŁ 3
~Myśli Momo~
~*~
Wpadłam do domu jak burza. Ogarnęła mnie dzika złość i furia. Nie panowałam nad sobą. Trzasnęłam z całej siły drzwiami. Chwyciłam się za głowę. Przepełniała mnie czysta nienawiść. Nienawiść do samej siebie. Chwyciłam wazon z kwiatami i rzuciłam nim o ścianę. Szkło wbiło mi się w ręce. Nie czułam bólu, ale mimo to zapłakałam. Zapłakałam nad swoją głupotą. Nagle cała wściekłość ustąpiła miejsca bezradności. Bezradności i smutkowi. Usiadłam na łóżku i gorzko płakałam. Słone łzy spływały na moje, pokaleczone ręce przez co ból zaczął być coraz bardziej odczuwalny. Słyszałam jak mama dobija się do drzwi mojego pokoju. Mówiła coś, ale nie wiem co. Nie słuchałam. Chciałam mieć tylko spokój.
- Zostaw mnie w spokoju! - ryknęłam. Nawoływania ustały, a ja położyłam się na łóżku. Ręce cholernie bolały, ale nie miałam ochoty i sił ich opatrywać. Byłam zła na siebie. Na swoją głupotę. Poniosło mnie. Przecież on był ode mnie starszy! Był moim nauczycielem, a ja jak głupia blondynka zakochałam się w nim i dałam się ponieść emocjom. Ktoś kiedyś powiedział, że miłość nie wybiera...
Czułam jak ogarnia mnie przyjemne odrętwienie. Morfeusz zabierał mnie na swój rejs do krainy marzeń.
~*~
Śniły mi się koszmary. Straszne koszmary.
Szłam ulicami Konohy, a wszyscy mieszkańcy gapili się na mnie i zmieniali się w kościste potwory. Wytykali mnie gnijącymi palcami. Krzyczeli na mnie, nazywali mnie potworem, popychali, uderzali. Wśród nich widziałam moich przyjaciół. Naruto, Sakura, Kakashi. Każdy ze mnie kpił. Bolało, tak cholernie bolało. Chciałam podbiec do Kakashiego i go przytulić, błagać żeby przestał, ale on za każdym razem mnie odpychał. Naruto i Sakura tak samo. Za którymś razem zostałam uderzona. Mimo że to był sen, to bolało realistycznie. Miałam już dość. Usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Znowu płakać. Kiedy wszystkie maszkary zaczęły zbliżać się do mnie, ja zaczęłam krzyczeć i wtedy się obudziłam.
~*~
Obudziłam się na pewno nie tam gdzie zasnęłam. Zasnęłam w MOIM ŁÓŻKU, a obudziłam się NIE W MOIM ŁÓŻU, tylko W LESIE, W ŚPIWORZE!!! ~ Co jest do kurwy nędzy?!~ Chciałam złożyć dłonie w pięści, ale nie dałam rady. Podstawiłam sobie dłonie przed oczy i zobaczyłam że mam je solidnie opatrzone i zabandażowane. Nie przeczę, mocno się zdziwiłam, no bo KTO KOGOŚ PORYWA I TEGO KOGOŚ OPATRUJE??!! Szybko podniosłam się do siadu, ale równie szybko zostałam z powrotem zepchnięta na śpiwór. Spojrzałam w stronę z której powędrowała ręka. ZATKAŁO MNIE. Siedziała tam ruda małpa z CAŁYM ryjem w kolczykach! Z niedowierzania rozszerzyłam oczy.
- Stary, gdzieżeś se to zrobił? Ja miałam problem ze znalezieniem studia gdzie mi przebiją ucho przy chrząstce, a ty masz całą facjatę w żelastwie!!! Weź że daj cynka! - zrobiłam oczka jak kot ze Shreka.
- Momoko Zekuro? - zpytał. Ton miał taki, że można było se oko wydłubać. Zrobiłam minę: spierdalaj, mam focha i rzuciłam w niego nienawistnym spojrzeniem. Dopiero wtedy zauważyłam że ten ziom ma na sobie płaszcz Akatsuki. Dostałam palpitacji serca, ale ja i moja duma nie pozwoliła na pokazanie tego. Zrobiłam bojową minę,
- A bo co? - warknęłam
- Zapytam jeszcze raz. Momoko Zekuro? - uuuuuu... dziadziuś się wkurzył, więc trzeba być dobrą dziewczynką.
- Owszem. Czego chcesz? - heh... miła jak zawsze.
- Jestem liderem organizacji przestępczej Akatsuki - zaczął swój wywód.
- Zdążyłam zauważyć - bąknęłam pod nosem, a on to zignorował...
- Natomiast ty jesteś ciekawym okazem, który chce mieć w swoich szeregach - w tym momencie zakrztusiłam się własną śliną, ale liderek posłał mi łupniaka w plecy i przeszło.
- Miałabym zdradzić wioskę? - wychrypiłam wściekle.
- Nie zdradzić tylko opuścić.
- Jak zwał tak zwał - ponownie olał to co powiedziałam.
- Doskonale wiesz, że masz w sobie demona, Okami - ~To tak on się nazywał!~ - Konoha nie pomoże ci w opanowaniu jego mocy, a ja owszem. - Spojrzał na mnie znacząco. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Z jednej strony czułam że powinnam z nim pójść, zdobyć potężną moc i zemścić się ma tych gnojach z Konohy, którzy mnie wyśmiewali, a z drugiej strony nie wyobrażałam sobie życia bez Wioski Liścia. Bez Narto, Sakury i bez NIEGO. Czułam się rozdarta na dwie części. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Rudzielec jakby czytając w moich myślach powiedział:
- Prawda jest taka, że powinnaś pójść ze mną. W wiosce nikt i nic cię nie trzyma. Jesteś tam tylko dla niego, a on i tak cię nie pokocha. Nie wie jak cierpisz. Nie zna twojego bólu, więc nie odwzajemni twoich uczuć. Wybór należy do ciebie. Masz kilka tygodni na zastanowienie się. Kiedy przyjdzie pora przyjdziemy po ciebie. Nikomu masz nie mówić o naszym spotkaniu, inaczej bez zastanowienia zabije twoich bliskich, a potem ciebie - to powiedziawszy podszedł do mnie i uderzył mnie w kark. Film się urwał.
~*~
Tym razem nic mi się nie śniło. Całkowita pustka, tylko od czasu do czasu ciszę przerywał potworny ryk.
Obudziłam się pod jakimiś drzwiami. Łeb bolał mnie niemiłosiernie. Usiłowałam się podnieść, ale zamiast wstać zaryłam czerepem, jak podejrzewam, w drzwi.
- Kurwa - warknęłam. Zrezygnowana, padłam na glebę. Zastanawiałam się nad propozycją tego rudego psychopaty i nad tym gdzie jestem. Po kilku minutach spędzonych sam na sam ze swoimi psychopatycznymi myślami usłyszałam zgrzyt otwieranych drzwi. Poczułam się szczęśliwa jak kucyk w tęczowej krainie kredek. Popatrzyłam w stronę mojego wybawcy. Jedna myśl: KURWA.
- Momo? Co tu robisz?
~~*~~
Wszem i wobec ogłaszam że powróciłam ^^ ktoś w ogóle za mną tęsknił? Hehe... rozdział beznadziejny, z resztą jak zawsze ^^ Pisany na szybko i bez przemyślenia!!! Nie miałam pojęcia jak wprowadzić Akatsuki, więc poradziłam się specjalisty od Akasiów, wszechmocnej KATYATO! Ta mi powiedziała żebym ich wprowadziła kominem, albo oknem bo drzwi i tak rozjebią ^^ Katyato kocham Cię :*******
~*~
Wpadłam do domu jak burza. Ogarnęła mnie dzika złość i furia. Nie panowałam nad sobą. Trzasnęłam z całej siły drzwiami. Chwyciłam się za głowę. Przepełniała mnie czysta nienawiść. Nienawiść do samej siebie. Chwyciłam wazon z kwiatami i rzuciłam nim o ścianę. Szkło wbiło mi się w ręce. Nie czułam bólu, ale mimo to zapłakałam. Zapłakałam nad swoją głupotą. Nagle cała wściekłość ustąpiła miejsca bezradności. Bezradności i smutkowi. Usiadłam na łóżku i gorzko płakałam. Słone łzy spływały na moje, pokaleczone ręce przez co ból zaczął być coraz bardziej odczuwalny. Słyszałam jak mama dobija się do drzwi mojego pokoju. Mówiła coś, ale nie wiem co. Nie słuchałam. Chciałam mieć tylko spokój.
- Zostaw mnie w spokoju! - ryknęłam. Nawoływania ustały, a ja położyłam się na łóżku. Ręce cholernie bolały, ale nie miałam ochoty i sił ich opatrywać. Byłam zła na siebie. Na swoją głupotę. Poniosło mnie. Przecież on był ode mnie starszy! Był moim nauczycielem, a ja jak głupia blondynka zakochałam się w nim i dałam się ponieść emocjom. Ktoś kiedyś powiedział, że miłość nie wybiera...
Czułam jak ogarnia mnie przyjemne odrętwienie. Morfeusz zabierał mnie na swój rejs do krainy marzeń.
~*~
Śniły mi się koszmary. Straszne koszmary.
Szłam ulicami Konohy, a wszyscy mieszkańcy gapili się na mnie i zmieniali się w kościste potwory. Wytykali mnie gnijącymi palcami. Krzyczeli na mnie, nazywali mnie potworem, popychali, uderzali. Wśród nich widziałam moich przyjaciół. Naruto, Sakura, Kakashi. Każdy ze mnie kpił. Bolało, tak cholernie bolało. Chciałam podbiec do Kakashiego i go przytulić, błagać żeby przestał, ale on za każdym razem mnie odpychał. Naruto i Sakura tak samo. Za którymś razem zostałam uderzona. Mimo że to był sen, to bolało realistycznie. Miałam już dość. Usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Znowu płakać. Kiedy wszystkie maszkary zaczęły zbliżać się do mnie, ja zaczęłam krzyczeć i wtedy się obudziłam.
~*~
Obudziłam się na pewno nie tam gdzie zasnęłam. Zasnęłam w MOIM ŁÓŻKU, a obudziłam się NIE W MOIM ŁÓŻU, tylko W LESIE, W ŚPIWORZE!!! ~ Co jest do kurwy nędzy?!~ Chciałam złożyć dłonie w pięści, ale nie dałam rady. Podstawiłam sobie dłonie przed oczy i zobaczyłam że mam je solidnie opatrzone i zabandażowane. Nie przeczę, mocno się zdziwiłam, no bo KTO KOGOŚ PORYWA I TEGO KOGOŚ OPATRUJE??!! Szybko podniosłam się do siadu, ale równie szybko zostałam z powrotem zepchnięta na śpiwór. Spojrzałam w stronę z której powędrowała ręka. ZATKAŁO MNIE. Siedziała tam ruda małpa z CAŁYM ryjem w kolczykach! Z niedowierzania rozszerzyłam oczy.
- Stary, gdzieżeś se to zrobił? Ja miałam problem ze znalezieniem studia gdzie mi przebiją ucho przy chrząstce, a ty masz całą facjatę w żelastwie!!! Weź że daj cynka! - zrobiłam oczka jak kot ze Shreka.
- Momoko Zekuro? - zpytał. Ton miał taki, że można było se oko wydłubać. Zrobiłam minę: spierdalaj, mam focha i rzuciłam w niego nienawistnym spojrzeniem. Dopiero wtedy zauważyłam że ten ziom ma na sobie płaszcz Akatsuki. Dostałam palpitacji serca, ale ja i moja duma nie pozwoliła na pokazanie tego. Zrobiłam bojową minę,
- A bo co? - warknęłam
- Zapytam jeszcze raz. Momoko Zekuro? - uuuuuu... dziadziuś się wkurzył, więc trzeba być dobrą dziewczynką.
- Owszem. Czego chcesz? - heh... miła jak zawsze.
- Jestem liderem organizacji przestępczej Akatsuki - zaczął swój wywód.
- Zdążyłam zauważyć - bąknęłam pod nosem, a on to zignorował...
- Natomiast ty jesteś ciekawym okazem, który chce mieć w swoich szeregach - w tym momencie zakrztusiłam się własną śliną, ale liderek posłał mi łupniaka w plecy i przeszło.
- Miałabym zdradzić wioskę? - wychrypiłam wściekle.
- Nie zdradzić tylko opuścić.
- Jak zwał tak zwał - ponownie olał to co powiedziałam.
- Doskonale wiesz, że masz w sobie demona, Okami - ~To tak on się nazywał!~ - Konoha nie pomoże ci w opanowaniu jego mocy, a ja owszem. - Spojrzał na mnie znacząco. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Z jednej strony czułam że powinnam z nim pójść, zdobyć potężną moc i zemścić się ma tych gnojach z Konohy, którzy mnie wyśmiewali, a z drugiej strony nie wyobrażałam sobie życia bez Wioski Liścia. Bez Narto, Sakury i bez NIEGO. Czułam się rozdarta na dwie części. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Rudzielec jakby czytając w moich myślach powiedział:
- Prawda jest taka, że powinnaś pójść ze mną. W wiosce nikt i nic cię nie trzyma. Jesteś tam tylko dla niego, a on i tak cię nie pokocha. Nie wie jak cierpisz. Nie zna twojego bólu, więc nie odwzajemni twoich uczuć. Wybór należy do ciebie. Masz kilka tygodni na zastanowienie się. Kiedy przyjdzie pora przyjdziemy po ciebie. Nikomu masz nie mówić o naszym spotkaniu, inaczej bez zastanowienia zabije twoich bliskich, a potem ciebie - to powiedziawszy podszedł do mnie i uderzył mnie w kark. Film się urwał.
~*~
Tym razem nic mi się nie śniło. Całkowita pustka, tylko od czasu do czasu ciszę przerywał potworny ryk.
Obudziłam się pod jakimiś drzwiami. Łeb bolał mnie niemiłosiernie. Usiłowałam się podnieść, ale zamiast wstać zaryłam czerepem, jak podejrzewam, w drzwi.
- Kurwa - warknęłam. Zrezygnowana, padłam na glebę. Zastanawiałam się nad propozycją tego rudego psychopaty i nad tym gdzie jestem. Po kilku minutach spędzonych sam na sam ze swoimi psychopatycznymi myślami usłyszałam zgrzyt otwieranych drzwi. Poczułam się szczęśliwa jak kucyk w tęczowej krainie kredek. Popatrzyłam w stronę mojego wybawcy. Jedna myśl: KURWA.
- Momo? Co tu robisz?
~~*~~
Wszem i wobec ogłaszam że powróciłam ^^ ktoś w ogóle za mną tęsknił? Hehe... rozdział beznadziejny, z resztą jak zawsze ^^ Pisany na szybko i bez przemyślenia!!! Nie miałam pojęcia jak wprowadzić Akatsuki, więc poradziłam się specjalisty od Akasiów, wszechmocnej KATYATO! Ta mi powiedziała żebym ich wprowadziła kominem, albo oknem bo drzwi i tak rozjebią ^^ Katyato kocham Cię :*******
piątek, 20 czerwca 2014
"Miłośc nie wybiera" - ROZDZIAŁ 2
Czułam jak na moje policzki wypływa rumieniec. Jednego byłam pewna - spaliłam największego buraka w historii Konohy. Popatrzyłam na wszystkich w około. Sakura lekko zmieszana stała z tyłu, Naruto głupkowato się uśmiechał, a Kakashi stał niewzruszony z założonymi na klatce piersiowej rękami.
- Kakashi-sensei ja rozumiem, że jesteś mężczyzną i potrzebujesz kobiety - zaczął poważnie blondyn, co w jego wykonaniu wyglądało komicznie. On i powaga! - NO ALE WEŹ! Momo jest w moim wieku! To podchodzi pod molestowanie nieletnich - Naruto zaczął zwijać się i krztusić ze śmiechu. Od początku czułam, że to nie będzie nic mądrego. Załamałam się totalnie. Coraz bardziej zaczynałam powątpiewać w nas, czyli młodzież Konohy i naszą inteligencję. Przecież na kilometr było widać, że mnie z Kakashim nic nie łączy! Przynajmniej tak sądzę...
- NARUTO! - usłyszałam krzyk Sakury. Po sekundzie chłopak leżał na ziemi znokałtowany. Jednak dziewczyna nie wytrzymała. Odkąd zaczęłam swatać tą dwójkę i z nimi się zadawać, robiłam wszystko, żeby oduczyć Sakurę walenia Naruto po głowie. I tak miał ciężkie myślenie, więc okładanie go pięściami po czerepie na pewno mu nie pomagało w myśleniu. Dziewczyna dzielnie sobie dawała radę i swoją frustracje wyładowywała na jakimś drzewie w pobliżu, ale tutaj najwyraźnie przelała się czara... goryczy?
- Sakura. Spokojnie. Niech gada sobie co chce, - powiedziałam spokojnie do różowowłosej - ale wiedz Naruto, że ja nie wiążę się z takimi starymi kaszalotami jak Kakashi - prychnęłam na chłopaka i odwróciłam się do ściany. Słyszałam jak Kakashi zachłysnął się powietrzem, jak Naruto dostał dzikiego ataku śmiechu i jak Sakura kulturalnie usiłowała się powstrzymać od śmiechu. Po kilku minutach wszyscy się uspokoili, Kakashi zaczął spokojnie oddychać, Sakura się opanowała, a Naruto zdzielony przez dziewczynę już spokojnie siedział na podłodze.
Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
- Momo nie gniewaj się, - powiedział blondasek - ale muszę przyznać, że z tym kaszalotem to pojechałaś - dodał i nastąpiła kolejna salwa śmiechu szybko okiełznana przez mrożące krew w żyłach spojrzenie Sakury. Ja na to tylko fuknęłam i odwróciłam głowę.
- Wcale nie jestem taki stary - burknął naburmuszony Kakashi, widok jego obrażonej buźki był uroczy. Powoli wstałam z krzesła i podeszłam do niego. Położyłam mu swoją rękę na ramieniu i powiedziałam poważnym tonem: - Nie oszukujmy się - on jedynie prychnął i wyszedł obrażony. Naruto mało się nie przewrócił ze śmiechu, a Sakura ze zrezygnowaniem zabrała się za uspokajanie go pięścią.
Stałam przez chwilę i zastanawiałam się nad tym co powiedziałam. Czy aby nie przesadziłam? I czy on na prawdę się obraził? Po minucie burzy mózgu i wszystkich myśli, postanowiłam go poszukać. On był zdolny do wszystkiego i nie miałam pojęcia, czy pojął, że to jest żart. Szybko pobiegłam go szukać.
~*~
Nigdzie, ale to nigdzie nie mogłam go znaleźć. Po godzinie szukania go, zrezygnowana poszłam do parku. Usiadłam na mostku i popatrzyłam w swoje odbicie. Fioletowe, żyjące własnym życiem włosy, tego samego koloru oczy. Nic specjalnego. Zamknęłam ślepia i z cichym westchnieniem oparłam głowę o poręcz mostka. Byłam już zmęczona moją życiową sytuacją. Na prawdę bałam się, że Kakashi się na mnie obraził. Kochałam go. Kochałam, ale jako przyjaciela. Kiedy był mi potrzebny był przy mnie, nawet w środku nocy, męczona koszmarami, przychodziłam do niego, a on dawał mi kakao i pomagał zasnąć. Do Naruto nie potrafiłabym tak przyjść, ani do Sakury. Przy Kakashim czułam się dobrze. Wiedziałam, że mogę mu powiedzieć wszystko, wiedziałam że on mnie akceptuje w stu procentach taką jaką jestem. Oczywiście z Naruto było tak samo, ale mimo wszystko to nie to co z Kakashim. Teraz pojawiło się jedno pytanie: czy to była miłość tylko przyjacielska? Miłością przyjacielską i braterską darzyłam na pewno Uzumakiego, a Kakashiego? Zrezygnowana westchnęłam. Ktoś przysiadł się do mnie. Od razu wiedziałam, że to on. Miał taki kojący zapach, ale jednocześnie rwący wszystkie moje komórki. Nikt tak na mnie nie działał. Nigdy. Głęboko wciągnęłam powietrze. Chciałam go poczuć.
- Posłuchaj, ja na prawdę... - zaczął tym swoim ciepłym i troskliwym głosem
- Nie - przerwałam - Wiem. To ja źle postąpiłam. Nie powinnam tak do ciebie mówić. Jestem tylko gówniarą, cholernym demonem, a ty szanowanym jouninem. Przepraszam - to ostatnie wyszeptałam. Tak rzadko kogoś przepraszała, że już zapomniałam jak się to mówi. Kakashi popatrzył na mnie zdziwiony.
- Nie o to mi chodziło - wyszeptał - To ja chciałem przeprosić ciebie
- Za co? - zapytałam zdziwiona.
- Kiedy Naruto powiedział to o mnie i o tobie w Ichiraku, zrozumiałem że to musi tak wyglądać. Stary koń przystawiający się do młodej dziewczyny. - wyjaśnił - Nie chcę cie skazywać na wytykanie palcami, - I tak już wszyscy to robili - dlatego wiedz, że nic poza przyjaźnią do ciebie nie czuję - mimo ulgi jakiej doznałam po tych słowach, coś w środku mnie wyło z rozpaczy. Jakaś cząstka mnie pragnęła być kochana przez niego. Jedna łza spłynęła po moim policzki, ale szybko ją starłam.
- Momo. - powiedział i zaczął się śmiać. Popatrzyłam na niego zdziwiona - Pamiętasz skąd wzięło się to przezwisko? - Wybuchnęłam śmiechem. Tak. Pamiętam skąd ono się wzieło.
Był to ciepły, letni dzień. Kakashi, Sakura i Naruto mieli misję. Musieli iść do jakiejś wioski przy granicy i coś tam załatwić bardzo ważnego. Mi się strasznie nudziło, toteż postanowiłam pójść z nimi. Oczywiście Tsunade o wszystkim wiedziała! (Taaaa.. po powrocie dostałam miesięczny zakaz wychodzenia poza granice wioski). Aby wejść do tej wioski musieliśmy przybrać inne postacie, ponieważ Konoha nie żyła z nimi w zgodzie. Gdzieś po drodze mijaliśmy pewną dziewczynę, która bardzo mi się rzuciła w oczy, więc postanowiłam się trochę do niej upodobnić.
Po załatwieniu tego co mieliśmy załatwić, poszliśmy do baru. Po drodze wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli i mi się kłaniali, co było bardzo dziwne, a gdy weszliśmy do baru wszystkie rozmowy nagle ucichły i każdy patrzył na mnie z przerażeniem. Nie wiedzieliśmy o co chodzi, więc usiedliśmy gdzieś na końcy karczmy i nie zwracaliśmy na to uwagi. Byłam w trakcie bardzo ciekawej dyskusji z Naruto na temat tego, które lody są smaczniejsze, czekoladowe, czy waniliowe gdy tu nagle wpadli jacyś goście i zaczeli na mnie wrzeszczeć! Po chcwili wpadła jakiś grupy jegomość (około trzydziestki) i zaczął mnie przytulać. Bardzo nieładnie pachniał, a że ja mam wyostrzony węch, myślałam że zwymiotuje.
- Skarbie ty mój! Momo kochane! Jak mogłaś uciec mi sprzed ołtarza! Skarbie! - zaczął do mnie mówić i co gorsza całować! Za cholerę nie mogłam mu się wyrwać, a moja drużyna nie mogła mi pomóc bo strażnicy odgrodzili im drogę do mnie. Za tym parszywym grubasem stał jakiś starszy gościu, patrzący na mnie wzrokiem pt. Poczekaj aż będziemy sami! Nie przeżyjesz! Zaczęli mnie ciągnąć w stronę wyjścia, a ja się darłam i wierciłam.
- Droga panienko Momo! Nie ładnie się tak zachowywać! Nie dość, że uciekłaś sprzed ołtarza, to teraz jeszcze nie chcesz wrócić. Za godzinę ma panienka wraz z narzeczonym zamówioną łódź na wyspe na której państwo spędzają noc poślubną - chwila, chwila. Małżeństwo, statek, wyspa, noc poślubna... SEKS!!! Mniej więcej tak wyglądał mój tok myślenia. Wiedząc co małżonkowie robią w noc poślubną zaczęłam się jeszcze bardziej miotać! Ja nie chciałam tego robić z tym wieprzem! Zostałam spoliczkowana. O dziwo prze "narzeczonego"! Jak ta dziewczyna miała mieć takiego męża to jej współczuję. I w tym momencie do akcji wkroczyła Kakashi. Wybawiciel! Zaczęły się ostre negocjacje i dyskusje. W rezultacie w tej wiosce spędziliśmy dodatkowy dzień. Te małpy za cholerę nie chciały nas wypuścić. Nie można było im wytłumaczyć, że nie jestem panienkom Momo. Nawet przybranie mojej normalnej postaci nie pomogło, ale Kakashi i jego geniusz rozmów pokojowych wszystko załatwiły. Okazało się, że przybrałam postać córki ważnej osobistości z tej wioski, która zwiała sprzed ołtarza do innego chłopaka. W sumie to nie dziwie się dziewczynie... z takim grubasem... Fuj. No mniejsza o to. Z całej tej akcji wywiązała się afera na grubszą skale, ale na szczęście my zostaliśmy wypuszczeni. Drużyna siódma przesiedziała kilka godzin w więzieniu oskarżona o uprowadzenie, a w ogóle co się działo kiedy tamci dowiedzieli się, że jesteśmy z Konohy! Ale wszystko dobrze się skończyło. Miałam mocno przerypane u Tsunade, ale jakoś ją udobruchałam.
~*~
Śmialiśmy się z jak opętani. Razem z Kakashim wspominaliśmy nasze początki znajomości i inne dziwne historie, dawne czasy i nie tylko. Ja ledwo oddychając, szłam przed siebie jak pijana. Zataczałam się i potykałam, co wzbudzało w nas jeszcze większy śmiech. Ludzie w parku patrzyli na nas dziwnie, znaczy na Kakashiego no bo to sławny Hatake! Ja bym mogła publicznie się zabić, a oni jeszcze by zaczęli tańczyć w około moich zwłok, albo całkowicie by to zignorowali.
Przede mną wyrósł nagle kamień, biorąc pod uwagę mój stan i to jaka ze mnie łamaga, potknęłam się o niego. Kakashi podbiegł do mnie, żeby mnie złapać, ale wyszło z tego to że ja leżałam na Kakashim, a on na ziemi i głupio się śmialiśmy. Początkowo nie zwróciliśmy uwagi na naszą pozycję, ale kiedy się uspokoiliśmy nasze twarze niebezpiecznie zaczęły się do siebie zbliżać. Czułam jego oddech na policzkach. Przeszedł mnie dreszcz i ogarnął gorąc. Lekko przysunęłam rękę do jego twarzy i delikatnie zdjęłam mu maskę. Nie patrzyłam na jego twarz. Byłam zafascynowana jego oczami (a tak dokładniej, okiem). Mogłam tam zobaczyć tyle uczuć. Byliśmy obydwoje podekscytowani. Ja czułam przypływające fale gorąca i cholerną radość tym co miało zaraz nastać. Jeszcze milimetr... jeszcze odrobinka! Tak nie wiele nas dzieliło i... BADUMC!!! Pi@#$%^&*a rzeczywistość mnie spoliczkowała. On - umiejętnościami dorównujący Hokage, dojrzały mężczyzna. Ja - gówniara, z demonem w środku.
Jak poparzona wstałam z Kakashiego i popatrzyłam na niego. Teraz mogłam mu się przyjrzeć. Męskie ryzy twarzy, zgrabny nos i wąskie usta, których tak pragnęłam w tamtym momencie. Dobrze mi znana blizna przechodząca przez lewe oko i fragment policzka oraz jeszcze jedna, mniejsza na prawym policzku. To piękne ciemne oko, teraz patrzące na mnie ze smutkiem i zdziwienie. Czułam jak serce pęka mi na pół. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Przepraszam - wyszeptałam.
~~~~*~~~~
KOOOOONIEC. Teraz notki będą się pojawiały raczej nieregularnie (ah to moje lenistwo), ale jak będziecie zaglądać w sobotę rano to już na 100% jakaś będzie ;) Jeśli chcecie być informowani to piszcie w komentarzach gdzie mam to robić, ale pewnie i tak będę to robiła na czacie google XD
Macie tutaj jak mniej więcej wygląda Momo :)
- Kakashi-sensei ja rozumiem, że jesteś mężczyzną i potrzebujesz kobiety - zaczął poważnie blondyn, co w jego wykonaniu wyglądało komicznie. On i powaga! - NO ALE WEŹ! Momo jest w moim wieku! To podchodzi pod molestowanie nieletnich - Naruto zaczął zwijać się i krztusić ze śmiechu. Od początku czułam, że to nie będzie nic mądrego. Załamałam się totalnie. Coraz bardziej zaczynałam powątpiewać w nas, czyli młodzież Konohy i naszą inteligencję. Przecież na kilometr było widać, że mnie z Kakashim nic nie łączy! Przynajmniej tak sądzę...
- NARUTO! - usłyszałam krzyk Sakury. Po sekundzie chłopak leżał na ziemi znokałtowany. Jednak dziewczyna nie wytrzymała. Odkąd zaczęłam swatać tą dwójkę i z nimi się zadawać, robiłam wszystko, żeby oduczyć Sakurę walenia Naruto po głowie. I tak miał ciężkie myślenie, więc okładanie go pięściami po czerepie na pewno mu nie pomagało w myśleniu. Dziewczyna dzielnie sobie dawała radę i swoją frustracje wyładowywała na jakimś drzewie w pobliżu, ale tutaj najwyraźnie przelała się czara... goryczy?
- Sakura. Spokojnie. Niech gada sobie co chce, - powiedziałam spokojnie do różowowłosej - ale wiedz Naruto, że ja nie wiążę się z takimi starymi kaszalotami jak Kakashi - prychnęłam na chłopaka i odwróciłam się do ściany. Słyszałam jak Kakashi zachłysnął się powietrzem, jak Naruto dostał dzikiego ataku śmiechu i jak Sakura kulturalnie usiłowała się powstrzymać od śmiechu. Po kilku minutach wszyscy się uspokoili, Kakashi zaczął spokojnie oddychać, Sakura się opanowała, a Naruto zdzielony przez dziewczynę już spokojnie siedział na podłodze.
Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
- Momo nie gniewaj się, - powiedział blondasek - ale muszę przyznać, że z tym kaszalotem to pojechałaś - dodał i nastąpiła kolejna salwa śmiechu szybko okiełznana przez mrożące krew w żyłach spojrzenie Sakury. Ja na to tylko fuknęłam i odwróciłam głowę.
- Wcale nie jestem taki stary - burknął naburmuszony Kakashi, widok jego obrażonej buźki był uroczy. Powoli wstałam z krzesła i podeszłam do niego. Położyłam mu swoją rękę na ramieniu i powiedziałam poważnym tonem: - Nie oszukujmy się - on jedynie prychnął i wyszedł obrażony. Naruto mało się nie przewrócił ze śmiechu, a Sakura ze zrezygnowaniem zabrała się za uspokajanie go pięścią.
Stałam przez chwilę i zastanawiałam się nad tym co powiedziałam. Czy aby nie przesadziłam? I czy on na prawdę się obraził? Po minucie burzy mózgu i wszystkich myśli, postanowiłam go poszukać. On był zdolny do wszystkiego i nie miałam pojęcia, czy pojął, że to jest żart. Szybko pobiegłam go szukać.
~*~
Nigdzie, ale to nigdzie nie mogłam go znaleźć. Po godzinie szukania go, zrezygnowana poszłam do parku. Usiadłam na mostku i popatrzyłam w swoje odbicie. Fioletowe, żyjące własnym życiem włosy, tego samego koloru oczy. Nic specjalnego. Zamknęłam ślepia i z cichym westchnieniem oparłam głowę o poręcz mostka. Byłam już zmęczona moją życiową sytuacją. Na prawdę bałam się, że Kakashi się na mnie obraził. Kochałam go. Kochałam, ale jako przyjaciela. Kiedy był mi potrzebny był przy mnie, nawet w środku nocy, męczona koszmarami, przychodziłam do niego, a on dawał mi kakao i pomagał zasnąć. Do Naruto nie potrafiłabym tak przyjść, ani do Sakury. Przy Kakashim czułam się dobrze. Wiedziałam, że mogę mu powiedzieć wszystko, wiedziałam że on mnie akceptuje w stu procentach taką jaką jestem. Oczywiście z Naruto było tak samo, ale mimo wszystko to nie to co z Kakashim. Teraz pojawiło się jedno pytanie: czy to była miłość tylko przyjacielska? Miłością przyjacielską i braterską darzyłam na pewno Uzumakiego, a Kakashiego? Zrezygnowana westchnęłam. Ktoś przysiadł się do mnie. Od razu wiedziałam, że to on. Miał taki kojący zapach, ale jednocześnie rwący wszystkie moje komórki. Nikt tak na mnie nie działał. Nigdy. Głęboko wciągnęłam powietrze. Chciałam go poczuć.
- Posłuchaj, ja na prawdę... - zaczął tym swoim ciepłym i troskliwym głosem
- Nie - przerwałam - Wiem. To ja źle postąpiłam. Nie powinnam tak do ciebie mówić. Jestem tylko gówniarą, cholernym demonem, a ty szanowanym jouninem. Przepraszam - to ostatnie wyszeptałam. Tak rzadko kogoś przepraszała, że już zapomniałam jak się to mówi. Kakashi popatrzył na mnie zdziwiony.
- Nie o to mi chodziło - wyszeptał - To ja chciałem przeprosić ciebie
- Za co? - zapytałam zdziwiona.
- Kiedy Naruto powiedział to o mnie i o tobie w Ichiraku, zrozumiałem że to musi tak wyglądać. Stary koń przystawiający się do młodej dziewczyny. - wyjaśnił - Nie chcę cie skazywać na wytykanie palcami, - I tak już wszyscy to robili - dlatego wiedz, że nic poza przyjaźnią do ciebie nie czuję - mimo ulgi jakiej doznałam po tych słowach, coś w środku mnie wyło z rozpaczy. Jakaś cząstka mnie pragnęła być kochana przez niego. Jedna łza spłynęła po moim policzki, ale szybko ją starłam.
- Momo. - powiedział i zaczął się śmiać. Popatrzyłam na niego zdziwiona - Pamiętasz skąd wzięło się to przezwisko? - Wybuchnęłam śmiechem. Tak. Pamiętam skąd ono się wzieło.
Był to ciepły, letni dzień. Kakashi, Sakura i Naruto mieli misję. Musieli iść do jakiejś wioski przy granicy i coś tam załatwić bardzo ważnego. Mi się strasznie nudziło, toteż postanowiłam pójść z nimi. Oczywiście Tsunade o wszystkim wiedziała! (Taaaa.. po powrocie dostałam miesięczny zakaz wychodzenia poza granice wioski). Aby wejść do tej wioski musieliśmy przybrać inne postacie, ponieważ Konoha nie żyła z nimi w zgodzie. Gdzieś po drodze mijaliśmy pewną dziewczynę, która bardzo mi się rzuciła w oczy, więc postanowiłam się trochę do niej upodobnić.
Po załatwieniu tego co mieliśmy załatwić, poszliśmy do baru. Po drodze wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli i mi się kłaniali, co było bardzo dziwne, a gdy weszliśmy do baru wszystkie rozmowy nagle ucichły i każdy patrzył na mnie z przerażeniem. Nie wiedzieliśmy o co chodzi, więc usiedliśmy gdzieś na końcy karczmy i nie zwracaliśmy na to uwagi. Byłam w trakcie bardzo ciekawej dyskusji z Naruto na temat tego, które lody są smaczniejsze, czekoladowe, czy waniliowe gdy tu nagle wpadli jacyś goście i zaczeli na mnie wrzeszczeć! Po chcwili wpadła jakiś grupy jegomość (około trzydziestki) i zaczął mnie przytulać. Bardzo nieładnie pachniał, a że ja mam wyostrzony węch, myślałam że zwymiotuje.
- Skarbie ty mój! Momo kochane! Jak mogłaś uciec mi sprzed ołtarza! Skarbie! - zaczął do mnie mówić i co gorsza całować! Za cholerę nie mogłam mu się wyrwać, a moja drużyna nie mogła mi pomóc bo strażnicy odgrodzili im drogę do mnie. Za tym parszywym grubasem stał jakiś starszy gościu, patrzący na mnie wzrokiem pt. Poczekaj aż będziemy sami! Nie przeżyjesz! Zaczęli mnie ciągnąć w stronę wyjścia, a ja się darłam i wierciłam.
- Droga panienko Momo! Nie ładnie się tak zachowywać! Nie dość, że uciekłaś sprzed ołtarza, to teraz jeszcze nie chcesz wrócić. Za godzinę ma panienka wraz z narzeczonym zamówioną łódź na wyspe na której państwo spędzają noc poślubną - chwila, chwila. Małżeństwo, statek, wyspa, noc poślubna... SEKS!!! Mniej więcej tak wyglądał mój tok myślenia. Wiedząc co małżonkowie robią w noc poślubną zaczęłam się jeszcze bardziej miotać! Ja nie chciałam tego robić z tym wieprzem! Zostałam spoliczkowana. O dziwo prze "narzeczonego"! Jak ta dziewczyna miała mieć takiego męża to jej współczuję. I w tym momencie do akcji wkroczyła Kakashi. Wybawiciel! Zaczęły się ostre negocjacje i dyskusje. W rezultacie w tej wiosce spędziliśmy dodatkowy dzień. Te małpy za cholerę nie chciały nas wypuścić. Nie można było im wytłumaczyć, że nie jestem panienkom Momo. Nawet przybranie mojej normalnej postaci nie pomogło, ale Kakashi i jego geniusz rozmów pokojowych wszystko załatwiły. Okazało się, że przybrałam postać córki ważnej osobistości z tej wioski, która zwiała sprzed ołtarza do innego chłopaka. W sumie to nie dziwie się dziewczynie... z takim grubasem... Fuj. No mniejsza o to. Z całej tej akcji wywiązała się afera na grubszą skale, ale na szczęście my zostaliśmy wypuszczeni. Drużyna siódma przesiedziała kilka godzin w więzieniu oskarżona o uprowadzenie, a w ogóle co się działo kiedy tamci dowiedzieli się, że jesteśmy z Konohy! Ale wszystko dobrze się skończyło. Miałam mocno przerypane u Tsunade, ale jakoś ją udobruchałam.
~*~
Śmialiśmy się z jak opętani. Razem z Kakashim wspominaliśmy nasze początki znajomości i inne dziwne historie, dawne czasy i nie tylko. Ja ledwo oddychając, szłam przed siebie jak pijana. Zataczałam się i potykałam, co wzbudzało w nas jeszcze większy śmiech. Ludzie w parku patrzyli na nas dziwnie, znaczy na Kakashiego no bo to sławny Hatake! Ja bym mogła publicznie się zabić, a oni jeszcze by zaczęli tańczyć w około moich zwłok, albo całkowicie by to zignorowali.
Przede mną wyrósł nagle kamień, biorąc pod uwagę mój stan i to jaka ze mnie łamaga, potknęłam się o niego. Kakashi podbiegł do mnie, żeby mnie złapać, ale wyszło z tego to że ja leżałam na Kakashim, a on na ziemi i głupio się śmialiśmy. Początkowo nie zwróciliśmy uwagi na naszą pozycję, ale kiedy się uspokoiliśmy nasze twarze niebezpiecznie zaczęły się do siebie zbliżać. Czułam jego oddech na policzkach. Przeszedł mnie dreszcz i ogarnął gorąc. Lekko przysunęłam rękę do jego twarzy i delikatnie zdjęłam mu maskę. Nie patrzyłam na jego twarz. Byłam zafascynowana jego oczami (a tak dokładniej, okiem). Mogłam tam zobaczyć tyle uczuć. Byliśmy obydwoje podekscytowani. Ja czułam przypływające fale gorąca i cholerną radość tym co miało zaraz nastać. Jeszcze milimetr... jeszcze odrobinka! Tak nie wiele nas dzieliło i... BADUMC!!! Pi@#$%^&*a rzeczywistość mnie spoliczkowała. On - umiejętnościami dorównujący Hokage, dojrzały mężczyzna. Ja - gówniara, z demonem w środku.
Jak poparzona wstałam z Kakashiego i popatrzyłam na niego. Teraz mogłam mu się przyjrzeć. Męskie ryzy twarzy, zgrabny nos i wąskie usta, których tak pragnęłam w tamtym momencie. Dobrze mi znana blizna przechodząca przez lewe oko i fragment policzka oraz jeszcze jedna, mniejsza na prawym policzku. To piękne ciemne oko, teraz patrzące na mnie ze smutkiem i zdziwienie. Czułam jak serce pęka mi na pół. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Przepraszam - wyszeptałam.
~~~~*~~~~
KOOOOONIEC. Teraz notki będą się pojawiały raczej nieregularnie (ah to moje lenistwo), ale jak będziecie zaglądać w sobotę rano to już na 100% jakaś będzie ;) Jeśli chcecie być informowani to piszcie w komentarzach gdzie mam to robić, ale pewnie i tak będę to robiła na czacie google XD
Macie tutaj jak mniej więcej wygląda Momo :)
środa, 11 czerwca 2014
"Miłośc nie wybiera" - ROZDZIAŁ 1
Kolejny beznadziejny dzień mojego beznadziejnego życia. Kolejny dzień z moją beznadziejną "rodziną". Taaaaaak... Rodziną. Ciężko to tak nazwać, ale co na to poradzić? Nic... rodziny się nie wybiera. Ale w sumie nie dziwie się im, że traktują mnie tak jak traktują... w końcu jestem przypadkiem i to na dodatek demonicznym... Jakbyście nie załapali to jestem nosicielem demona! Nazywam się Momoko Zekuro i mam w sobie demona!!! Demona, którego nazwy nawet nie pamiętam. Hahaha udana jestem, nie? Na szczęście mój cichy towarzysz jeszcze się we mnie nie przebudził, a może na nieszczęście? Miałabym przynajmniej kogoś do towarzystwa na każdą chwilę. Z resztą nie wiem.
W swoim domu tylko śpię. Z tego względu, że nie wytrzymałabym z moją rodziną nawet godziny, zaraz po przebudzeniu się wychodzę i wracam dopiero koło północy. Ja żyję swoim życiem, oni żyją swoim. Cały czas spędzam z moimi przyjaciółmi. Nie, to nie są przyjaciele, to są znajomi. Przyjacielowi wierzy się bezgranicznie i ufa, a ja nie mogę tak powiedzieć o ludziach z tej wioski. Osobami które mogę nazwać przyjaciółmi jest Naruto Uzumaki, Kakashi Hatake i ewentualnie Sakura Haruno. Naruto mnie rozumie, bo jest taki jak z tą różnicą, że on stał się bohaterem i wszyscy go kochają, a ja jestem zwykłym szaraczkiem, który nawet na misje nie chodzi, tylko czasem dołączam się drużyny siódmej. Wszyscy mieszkańcy Konohy mnie nienawidzą... zresztą z wzajemnością. Naruto z Sakurą często pomagają wygrzebać mi się z dołka, a ja w zamian staram się ich zesfatać ze sobą co, muszę przyznać, daje coraz lepsze rezultaty. Jeśli chodzi o Kakashiego, to poznałam go kiedyś przypadkiem, wpadając na niego na ulicy, ale to inna historia... Innym razem wam ja opowiem.
Leniwie zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Po drodze zaczepiłam o szafę wyjmując z niej jakieś ubrania. Nie jestem jakąś wyrafinowaną lafiryndą i mam własny styl. Ubieram się normalnie, ale na swój sposób dziwnie. Szorty, bokserka i bluza bez rękawów. Włosy spięte, ale częściej rozpuszczone i trampki, bądź klasyczne buty shinobi. Jestem na poziomie chunina, ale będę walczyła o tytuł jounina, tylko na razie mi Piąta nie pozwala... Gada tam coś o zagrożeniu spowodowanym możliwością przebudzenia się tego czegoś we mnie.
Przypomniałam sobie, że na jedenastą jestem umówiona z Kakashim na ramen. Popatrzyłam na zegar. Była dziesiąta. Wiedziałam doskonale, że Hatake spóźni się jakieś dwie godziny, więc spokojnie poszłam się umyć. Po jakże cudowny prysznicu, czyściutka i pachnąca zbiegłam do kuchni. Była tam moja mama, ale nie zwróciłyśmy jakoś uwagi na siebie. Wzięłam jabłko w zęby, spięłam włosy i wybiegłam z domu.
Jeśli was interesuje mój wygląd to mam fioletowe włosy (farbowane, naturalnie ciemny bląd), szare oczy, jestem wysoka i szczupła. Na lewym nadgarstku wytatułowałam sobie znak Konohy... nigdy nie lubiłam tych opasek. To tyle jeśli idzie o mój wygląd.
Do budki z ramen dobiegłam w niecałe dziesięć minut. Spóźniłam się jedyne dwanaście minut i tak jak się spodziewałam Kakashiego nie było, ale co mnie ogromnie zdziwiło Naruto też nie było. Zazwyczaj o tej godzinie zjadał już trzecią miseczkę. Lekko zdziwiona wzięłam gazetę i usiadłam przy ladzie. Zaczęłam czytać tego lokalnego szmatławca. Nie było tam nic ciekawego, jakieś wzmianki o Festiwalu Kwitnącej Wiśni przypominające mi o urodzinach Sakury i inne duperszwańce. Jedynym artykułem jaki na prawdę mnie zainteresował była wiadomość o tym, że w pobliżu wioski szwęda się Itachi Uchiha. Niestety nie było żadnych szczegółów, a miałam nadzieję, że dowiem się czegoś konkretnego o nim. Ile razy pytałam kogoś o niego, czy to Naruto, Kakashiego. Piątą lub Sakure nikt nic nie chciał mi powiedzieć. To było takie denerwujące...
Na Kakashiego wcale tak długo nie czekałam. Zdążyłam tylko przestudiować całą gazetę i przeliczyć część moich włosów... Tak wiem, jestem nienormalna, ale nienawidzę się nudzić i czekać.
- Wybacz, ale...- usłyszałam jego głos za sobą. Od razu poczułam, że to on. Rozpoznałam jego zapach. Taki jedyny i niepowtarzalny. To też jedno z moich dziwactw. Rozpoznaję ludzi po zapachu, ale mam to od małego i Tsunade powiedziała, że jest to efekt posiadanie tego czegoś w środku co zapewne jest jakimś psopodobnym czymś.
- Nie kończ!- warknęłam - Mam tego dość! Człowieku! Ja tu włosy zaczęłam liczyć! W-Ł-O-S-Y!!!- patrzył na mnie dość zdziwiony Tylko, żeby nie było. Ja tylko udawałam złom. Na Kakashiego nigdy nie potrafiłam się gniewać.
- Oj, no nie gniewaj się - powiedział smutno i popatrzył na mnie. Miał minę zbitego psa (warto dodać, że ponad życie kocham psy), ale ja postanowiłam być twarda.
- Na swój ślub tez się spóźnisz?! - fuknęłam
- Jeśli ty będziesz na mnie czekała pod ołtarzem, to nie - takiej odpowiedzi w życiu się nie spodziewałam. Siedziałam tam z rozdziawiona gębom i głupio się lampiłam w Kakashiego.
- Spokojnie! Żartowałem - jak to miał w zwyczaju zaczął się drapać po tyle głowy i śmiać, a ja póściłam focha. Tylko nie mylcie focha z obrażeniem się, ponieważ w moim wykonaniu to dwie różne rzeczy. - Gniewasz się? - zapytał niepewnie. Popatrzyłam na niego spodbyka.
- Nie! - krzyknęłam i przytuliłam się do niego. Taaak... byłam jedną z niewielu osób, które mogły sobie na to pozwolić. Właśnie. Wspomniałam, że między mną, a Kakashim jest dwanaście lat różnicy? Nie? No to wspominam. On ma dwadzieściadziewięć lat, a ja siedemnaście. Wiem, wiem. On stary, a ja gówniara. Słyszałam niejeden raz tą gadkę od rodziców i Piątej, ale oni wyobrażają sobie niewiadomoco, a my jesteśmy tylko przyjaciółmi... chyba.
- No dobra, starczy tych słodkości. - odskoczyłam od szarowłosego jak poparzona. Za nami stał rozradowany Naruto i lekko zmieszana Sakura. Nawet nie chcę wiedzieć co oni sobie pomyśleli.
~~*~~
Mam wolny czas i postanowiłam coś napisać, ale nie miała natchnienia do tamtego opowiadania, więc powstało to coś XD Nie wiem jak się podoba, ale osobiście uważam, że jest lepsze od tamtego gówna.
W swoim domu tylko śpię. Z tego względu, że nie wytrzymałabym z moją rodziną nawet godziny, zaraz po przebudzeniu się wychodzę i wracam dopiero koło północy. Ja żyję swoim życiem, oni żyją swoim. Cały czas spędzam z moimi przyjaciółmi. Nie, to nie są przyjaciele, to są znajomi. Przyjacielowi wierzy się bezgranicznie i ufa, a ja nie mogę tak powiedzieć o ludziach z tej wioski. Osobami które mogę nazwać przyjaciółmi jest Naruto Uzumaki, Kakashi Hatake i ewentualnie Sakura Haruno. Naruto mnie rozumie, bo jest taki jak z tą różnicą, że on stał się bohaterem i wszyscy go kochają, a ja jestem zwykłym szaraczkiem, który nawet na misje nie chodzi, tylko czasem dołączam się drużyny siódmej. Wszyscy mieszkańcy Konohy mnie nienawidzą... zresztą z wzajemnością. Naruto z Sakurą często pomagają wygrzebać mi się z dołka, a ja w zamian staram się ich zesfatać ze sobą co, muszę przyznać, daje coraz lepsze rezultaty. Jeśli chodzi o Kakashiego, to poznałam go kiedyś przypadkiem, wpadając na niego na ulicy, ale to inna historia... Innym razem wam ja opowiem.
Leniwie zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Po drodze zaczepiłam o szafę wyjmując z niej jakieś ubrania. Nie jestem jakąś wyrafinowaną lafiryndą i mam własny styl. Ubieram się normalnie, ale na swój sposób dziwnie. Szorty, bokserka i bluza bez rękawów. Włosy spięte, ale częściej rozpuszczone i trampki, bądź klasyczne buty shinobi. Jestem na poziomie chunina, ale będę walczyła o tytuł jounina, tylko na razie mi Piąta nie pozwala... Gada tam coś o zagrożeniu spowodowanym możliwością przebudzenia się tego czegoś we mnie.
Przypomniałam sobie, że na jedenastą jestem umówiona z Kakashim na ramen. Popatrzyłam na zegar. Była dziesiąta. Wiedziałam doskonale, że Hatake spóźni się jakieś dwie godziny, więc spokojnie poszłam się umyć. Po jakże cudowny prysznicu, czyściutka i pachnąca zbiegłam do kuchni. Była tam moja mama, ale nie zwróciłyśmy jakoś uwagi na siebie. Wzięłam jabłko w zęby, spięłam włosy i wybiegłam z domu.
Jeśli was interesuje mój wygląd to mam fioletowe włosy (farbowane, naturalnie ciemny bląd), szare oczy, jestem wysoka i szczupła. Na lewym nadgarstku wytatułowałam sobie znak Konohy... nigdy nie lubiłam tych opasek. To tyle jeśli idzie o mój wygląd.
Do budki z ramen dobiegłam w niecałe dziesięć minut. Spóźniłam się jedyne dwanaście minut i tak jak się spodziewałam Kakashiego nie było, ale co mnie ogromnie zdziwiło Naruto też nie było. Zazwyczaj o tej godzinie zjadał już trzecią miseczkę. Lekko zdziwiona wzięłam gazetę i usiadłam przy ladzie. Zaczęłam czytać tego lokalnego szmatławca. Nie było tam nic ciekawego, jakieś wzmianki o Festiwalu Kwitnącej Wiśni przypominające mi o urodzinach Sakury i inne duperszwańce. Jedynym artykułem jaki na prawdę mnie zainteresował była wiadomość o tym, że w pobliżu wioski szwęda się Itachi Uchiha. Niestety nie było żadnych szczegółów, a miałam nadzieję, że dowiem się czegoś konkretnego o nim. Ile razy pytałam kogoś o niego, czy to Naruto, Kakashiego. Piątą lub Sakure nikt nic nie chciał mi powiedzieć. To było takie denerwujące...
Na Kakashiego wcale tak długo nie czekałam. Zdążyłam tylko przestudiować całą gazetę i przeliczyć część moich włosów... Tak wiem, jestem nienormalna, ale nienawidzę się nudzić i czekać.
- Wybacz, ale...- usłyszałam jego głos za sobą. Od razu poczułam, że to on. Rozpoznałam jego zapach. Taki jedyny i niepowtarzalny. To też jedno z moich dziwactw. Rozpoznaję ludzi po zapachu, ale mam to od małego i Tsunade powiedziała, że jest to efekt posiadanie tego czegoś w środku co zapewne jest jakimś psopodobnym czymś.
- Nie kończ!- warknęłam - Mam tego dość! Człowieku! Ja tu włosy zaczęłam liczyć! W-Ł-O-S-Y!!!- patrzył na mnie dość zdziwiony Tylko, żeby nie było. Ja tylko udawałam złom. Na Kakashiego nigdy nie potrafiłam się gniewać.
- Oj, no nie gniewaj się - powiedział smutno i popatrzył na mnie. Miał minę zbitego psa (warto dodać, że ponad życie kocham psy), ale ja postanowiłam być twarda.
- Na swój ślub tez się spóźnisz?! - fuknęłam
- Jeśli ty będziesz na mnie czekała pod ołtarzem, to nie - takiej odpowiedzi w życiu się nie spodziewałam. Siedziałam tam z rozdziawiona gębom i głupio się lampiłam w Kakashiego.
- Spokojnie! Żartowałem - jak to miał w zwyczaju zaczął się drapać po tyle głowy i śmiać, a ja póściłam focha. Tylko nie mylcie focha z obrażeniem się, ponieważ w moim wykonaniu to dwie różne rzeczy. - Gniewasz się? - zapytał niepewnie. Popatrzyłam na niego spodbyka.
- Nie! - krzyknęłam i przytuliłam się do niego. Taaak... byłam jedną z niewielu osób, które mogły sobie na to pozwolić. Właśnie. Wspomniałam, że między mną, a Kakashim jest dwanaście lat różnicy? Nie? No to wspominam. On ma dwadzieściadziewięć lat, a ja siedemnaście. Wiem, wiem. On stary, a ja gówniara. Słyszałam niejeden raz tą gadkę od rodziców i Piątej, ale oni wyobrażają sobie niewiadomoco, a my jesteśmy tylko przyjaciółmi... chyba.
- No dobra, starczy tych słodkości. - odskoczyłam od szarowłosego jak poparzona. Za nami stał rozradowany Naruto i lekko zmieszana Sakura. Nawet nie chcę wiedzieć co oni sobie pomyśleli.
~~*~~
Mam wolny czas i postanowiłam coś napisać, ale nie miała natchnienia do tamtego opowiadania, więc powstało to coś XD Nie wiem jak się podoba, ale osobiście uważam, że jest lepsze od tamtego gówna.
niedziela, 12 stycznia 2014
PART 1, czyli coś o Kuroshitsuji
Tak do posłuchania sobie podczas czytania:
http://www.youtube.com/watch?v=pcmCGp9eMts
http://www.youtube.com/watch?v=O3jUfDPc60Y
*************************************************************************************
Miałam taki cudowny sen. Śnił mi się wysoki, przystojny brunet. Siedziałam z nim w parku i rozmawiałam. Dziwne było to, że nie widziałam jego twarzy, ale nie przejmowałam się tym, przecież w snach wszystko jest możliwe. W pewnym momencie brunet zamilkł i nachylił się nade mną. Wiedziałam co miału w tym momencie nastąpić. Zamknęłam oczy w oczekiwaniu na pocałunek. Jednak on nie nastąpił! Zamiast przyjemnego pocałunku był wrzask mamy z kuchni.
- Kochanie!!! Na którą masz do szkoły!?- powoli otworzyłam oczy i popatrzyłam na zegarek, który stał na szafce nocnej. Była 6:30, a ja miałam o szkoły a 10:00!!! Dostałam białej gorączki. Mogłam sobie spać jeszcze dwie godziny! I na dodatek miała taki cudowny sen!
- Mamo!!!!! Mam na 10!!! Nie budź mnie więcej!!! Mam nastawiony budzik!!!- wydarłam się najgłośniej jak mogłam.
- Dobrze, dobrze! Nie krzycz tak! Śpij sobie dobrze!- zagotowało się we mnie. Przekręciłam się na drugi bok z nadzieją, że znowu zasnę i, że znowu przyśni mi się ten wspaniały sen.
Minuty mijały, a sen nie nadchodził. Popatrzyłam na zegarek. Wskazówki pokazywały 7:30.
- Uhhhh... I co ja niby mam robić?- jak na zawołanie zadzwonił mój telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz. Dzwonił Tony. Szybko odebrałam.
- Halo? Tony?- głupota tego pytania była ogromna.
- Cześć Minori! Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.- usłyszałam ten przyjemny, aksamitny głos w słuchawce. Szybko skarciłam się za te myśli i odpowiedziałam:
- Nie już nie śpię. Coś się stało?
- Nie, nic się nie stało. Po prostu chciałem zapytać, czy przyjdziesz z Harris'em wcześniej do szkoły, bo chcieliśmy z chłopakami zrobić próbę.
- Jasne. Spoko. Przyjdę.
- No to fajnie. Do zobaczenia w szkole. Pa.- i się rozłączył.
Tak dla jasności, żebyście się nie pogubili. Razem z moimi przyjaciółmi założyliśmy zespół.. Ja gram na gitarze basowej, którą nazwałam Harris, na cześć Steve'a Harris'a.Z Tony'm chodziłam do klasy od podstawówki i kochałam się w nim jak szalona. Miałam tyle szczęścia, że on grał na perkusji (dla tych co nie wiedzą: bas ściśle współgra z perkusja, więc często z Tony'm zostawałam po próbach i jeszcze ćwiczyliśmy, przez co bardzo zbliżyliśmy się do siebie). Jeśli chodzi o jego wygląd, to był: wysoki, przystojny, dobrze zbudowany, miał dłuższe brązowe włosy i piękne, błękitne oczy. Teraz przedstawię wam resztę zespołu:
- Kaito- pierwsza gitara elektryczna. Wysoki brunet o zielonych oczach.
- Len- druga gitara elektryczna. Wysoki, umięśniony, brązowooki blądyn.
- Lys- wokalista. Białe włosy i żółte oczy.
Wszystkie imiona powyższych osób, jak i moje, są pseudonimami. Wszyscy urodziliśmy się w Londynie i tez tam uczęszczaliśmy do szkoły. Jedyna osobą, która nie ma przezwiska jest Tony. Zawsze chciał zachować swoje prawdziwe ''ja''. Ogólnie byliśmy dziwakami zafascynowanymi heavy metalową muzyką i japońską kulturą. Naszym kochanym zespołem, który nas złączył było Iron Maiden. Głównie graliśmy właśnie ich kawałki, ale też mieliśmy swoje. Nasz zespół nazywał się Shinigamis (Bogowie Śmierci).
Leniwie zwlekłam się z łóżka, wzięłam swoje ubrania i poczłapałam do łazienki. Przez 10 minut stałam przed lustrem i tępo wpatrywałam się w swoje odbicie, rozmyślając o tym jaka ja jestem brzydka. Często miewałam takie rozmyślania. W końcu ubrałam się i poszłam do kuchni na śniadanie. Mamy już nie było, więc musiałam sama sobie zrobić. Zaglądnęłam do lodówki. Wszystkie potrzebne składniki były. Żółty ser, keczup i ciemny chleb, do tego jeszcze pyszna zielona herbata. ŚNIADANIE GOTOWE! Po skonsumowaniu posiłku udałam się do mojego pokoju po Harrisa, torbę, słuchawki i telefon. Kiedy wychodziłam była 8:10. Szkołe miałam niedaleko, więc dojście tam zajmowało mi około 20 minut. Zamknęłam drzwi, założyłam słuchawki i włączyłam '' Brave New World''.
Szłam sobie spokojnie przez miasto, aż tu nagle wyrąbałam w słup. Wydawało mi się to dość dziwne, ponieważ chodziłam tą drogą od kilku lat i nigdy tam nie było słupa. Popatrzyłam do góry. I co? To nie był słup tylko... człowiek. Wysoki, przystojny brunet. Taki jak ten z mojego snu, tylko teraz widziałam jego twarz. Miał ją podłużną z pięknym uśmiechem i kasztanowymi oczami. Bardzo mnie zdziwił fakt, że był ubrany w wiktoriański frak. Popatrzyłam na niego jak na gościa, który uciekł z oddziału zamkniętego w psychiatryku, a on na mnie tak samo. Nagle ukłonił się i zaczął mówić:
- Panienka mi wybaczy. Nie zauważyłem panienki.- na jego ustach ukazała się życzliwy uśmiech z odrobiną pogardy.
- To ja bardzo przepraszam, powinnam bardziej uważać. Nie zauważyłam pana.- bardzo dziwnie czułam się w towarzystwie tego osobnika.
- To mężczyzna powinien przepraszać kobietę.- po tych słowach wyciągnął do mnie rękę- Panienka pozwoli, że pomogę panience wstać.- z chęcią przyjęłam jego pomoc, szczególnie że moja gitara i torba z książkami bardzo dużo ważyły. Uchwyciłam jego dłoń, a on pociągnął mnie do góry jakbym nic nie ważyła.
- Mogłaby mi panienka powiedzieć, gdzie mogę kupić herbatę?- po tym to już w ogóle myślałam, że uciekł z wariatkowa.
- W każdym spożywczaku.- on jedynie uniósł brew- Tam.- pokazałam palcem na pierwszy, lepszy sklep.
- Byłem tam. Jednak nie posiadają tam prawdziwej herbaty, jedynie jakieś pomyje w saszetkach.- wiedziałam, że my Anglicy lubimy dobrą herbatę, ale bez przesady.
- W takim razie, nie znam żadnych innych sklepów z herbatą.- już miałam odejść, ale coś mi się przypomniało- Niech pan pójdzie do centrum handlowego, tam jest sklep z pyszną zieloną herbatą, mama zawsze mi ją tam kupuje, tylko jest tam strasznie drogo.- on jedynie ukłonił się i powiedział:
- Bardzo dziękuję panience za pomoc. Do widzenia.- i poszedł. Ja również udałam się w swoim kierunku. Po 10 minutach byłam w szkole.
***********************************************************************************
Tym razem coś o Kuroshitsuji. Mam nadzieję, że się podoba. Przepraszam, że notki takie krótkie, ale nie potrafię pisać długich. Mimo wszystko staram się jak mogę. Jak zawsze pozdrawiam i proszę o komentarze, jeśli tylko dacie radę dodać.
http://www.youtube.com/watch?v=pcmCGp9eMts
http://www.youtube.com/watch?v=O3jUfDPc60Y
*************************************************************************************
Miałam taki cudowny sen. Śnił mi się wysoki, przystojny brunet. Siedziałam z nim w parku i rozmawiałam. Dziwne było to, że nie widziałam jego twarzy, ale nie przejmowałam się tym, przecież w snach wszystko jest możliwe. W pewnym momencie brunet zamilkł i nachylił się nade mną. Wiedziałam co miału w tym momencie nastąpić. Zamknęłam oczy w oczekiwaniu na pocałunek. Jednak on nie nastąpił! Zamiast przyjemnego pocałunku był wrzask mamy z kuchni.
- Kochanie!!! Na którą masz do szkoły!?- powoli otworzyłam oczy i popatrzyłam na zegarek, który stał na szafce nocnej. Była 6:30, a ja miałam o szkoły a 10:00!!! Dostałam białej gorączki. Mogłam sobie spać jeszcze dwie godziny! I na dodatek miała taki cudowny sen!
- Mamo!!!!! Mam na 10!!! Nie budź mnie więcej!!! Mam nastawiony budzik!!!- wydarłam się najgłośniej jak mogłam.
- Dobrze, dobrze! Nie krzycz tak! Śpij sobie dobrze!- zagotowało się we mnie. Przekręciłam się na drugi bok z nadzieją, że znowu zasnę i, że znowu przyśni mi się ten wspaniały sen.
Minuty mijały, a sen nie nadchodził. Popatrzyłam na zegarek. Wskazówki pokazywały 7:30.
- Uhhhh... I co ja niby mam robić?- jak na zawołanie zadzwonił mój telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz. Dzwonił Tony. Szybko odebrałam.
- Halo? Tony?- głupota tego pytania była ogromna.
- Cześć Minori! Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.- usłyszałam ten przyjemny, aksamitny głos w słuchawce. Szybko skarciłam się za te myśli i odpowiedziałam:
- Nie już nie śpię. Coś się stało?
- Nie, nic się nie stało. Po prostu chciałem zapytać, czy przyjdziesz z Harris'em wcześniej do szkoły, bo chcieliśmy z chłopakami zrobić próbę.
- Jasne. Spoko. Przyjdę.
- No to fajnie. Do zobaczenia w szkole. Pa.- i się rozłączył.
Tak dla jasności, żebyście się nie pogubili. Razem z moimi przyjaciółmi założyliśmy zespół.. Ja gram na gitarze basowej, którą nazwałam Harris, na cześć Steve'a Harris'a.Z Tony'm chodziłam do klasy od podstawówki i kochałam się w nim jak szalona. Miałam tyle szczęścia, że on grał na perkusji (dla tych co nie wiedzą: bas ściśle współgra z perkusja, więc często z Tony'm zostawałam po próbach i jeszcze ćwiczyliśmy, przez co bardzo zbliżyliśmy się do siebie). Jeśli chodzi o jego wygląd, to był: wysoki, przystojny, dobrze zbudowany, miał dłuższe brązowe włosy i piękne, błękitne oczy. Teraz przedstawię wam resztę zespołu:
- Kaito- pierwsza gitara elektryczna. Wysoki brunet o zielonych oczach.
- Len- druga gitara elektryczna. Wysoki, umięśniony, brązowooki blądyn.
- Lys- wokalista. Białe włosy i żółte oczy.
Wszystkie imiona powyższych osób, jak i moje, są pseudonimami. Wszyscy urodziliśmy się w Londynie i tez tam uczęszczaliśmy do szkoły. Jedyna osobą, która nie ma przezwiska jest Tony. Zawsze chciał zachować swoje prawdziwe ''ja''. Ogólnie byliśmy dziwakami zafascynowanymi heavy metalową muzyką i japońską kulturą. Naszym kochanym zespołem, który nas złączył było Iron Maiden. Głównie graliśmy właśnie ich kawałki, ale też mieliśmy swoje. Nasz zespół nazywał się Shinigamis (Bogowie Śmierci).
Leniwie zwlekłam się z łóżka, wzięłam swoje ubrania i poczłapałam do łazienki. Przez 10 minut stałam przed lustrem i tępo wpatrywałam się w swoje odbicie, rozmyślając o tym jaka ja jestem brzydka. Często miewałam takie rozmyślania. W końcu ubrałam się i poszłam do kuchni na śniadanie. Mamy już nie było, więc musiałam sama sobie zrobić. Zaglądnęłam do lodówki. Wszystkie potrzebne składniki były. Żółty ser, keczup i ciemny chleb, do tego jeszcze pyszna zielona herbata. ŚNIADANIE GOTOWE! Po skonsumowaniu posiłku udałam się do mojego pokoju po Harrisa, torbę, słuchawki i telefon. Kiedy wychodziłam była 8:10. Szkołe miałam niedaleko, więc dojście tam zajmowało mi około 20 minut. Zamknęłam drzwi, założyłam słuchawki i włączyłam '' Brave New World''.
Szłam sobie spokojnie przez miasto, aż tu nagle wyrąbałam w słup. Wydawało mi się to dość dziwne, ponieważ chodziłam tą drogą od kilku lat i nigdy tam nie było słupa. Popatrzyłam do góry. I co? To nie był słup tylko... człowiek. Wysoki, przystojny brunet. Taki jak ten z mojego snu, tylko teraz widziałam jego twarz. Miał ją podłużną z pięknym uśmiechem i kasztanowymi oczami. Bardzo mnie zdziwił fakt, że był ubrany w wiktoriański frak. Popatrzyłam na niego jak na gościa, który uciekł z oddziału zamkniętego w psychiatryku, a on na mnie tak samo. Nagle ukłonił się i zaczął mówić:
- Panienka mi wybaczy. Nie zauważyłem panienki.- na jego ustach ukazała się życzliwy uśmiech z odrobiną pogardy.
- To ja bardzo przepraszam, powinnam bardziej uważać. Nie zauważyłam pana.- bardzo dziwnie czułam się w towarzystwie tego osobnika.
- To mężczyzna powinien przepraszać kobietę.- po tych słowach wyciągnął do mnie rękę- Panienka pozwoli, że pomogę panience wstać.- z chęcią przyjęłam jego pomoc, szczególnie że moja gitara i torba z książkami bardzo dużo ważyły. Uchwyciłam jego dłoń, a on pociągnął mnie do góry jakbym nic nie ważyła.
- Mogłaby mi panienka powiedzieć, gdzie mogę kupić herbatę?- po tym to już w ogóle myślałam, że uciekł z wariatkowa.
- W każdym spożywczaku.- on jedynie uniósł brew- Tam.- pokazałam palcem na pierwszy, lepszy sklep.
- Byłem tam. Jednak nie posiadają tam prawdziwej herbaty, jedynie jakieś pomyje w saszetkach.- wiedziałam, że my Anglicy lubimy dobrą herbatę, ale bez przesady.
- W takim razie, nie znam żadnych innych sklepów z herbatą.- już miałam odejść, ale coś mi się przypomniało- Niech pan pójdzie do centrum handlowego, tam jest sklep z pyszną zieloną herbatą, mama zawsze mi ją tam kupuje, tylko jest tam strasznie drogo.- on jedynie ukłonił się i powiedział:
- Bardzo dziękuję panience za pomoc. Do widzenia.- i poszedł. Ja również udałam się w swoim kierunku. Po 10 minutach byłam w szkole.
***********************************************************************************
Tym razem coś o Kuroshitsuji. Mam nadzieję, że się podoba. Przepraszam, że notki takie krótkie, ale nie potrafię pisać długich. Mimo wszystko staram się jak mogę. Jak zawsze pozdrawiam i proszę o komentarze, jeśli tylko dacie radę dodać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)