sobota, 19 marca 2016

"The Show Must Go On" - Prolog



     Smutny, wiecznie płaczący Londyn. Tak idealnie oddający wygląd mojej duszy. Szarej, smutnej, ponurej, zimnej. Mimo to się śmieję! Każdego dnia! Perlistym i sztucznym śmiechem. Udaję przed ludźmi szczęśliwego człowieka. Bawię się każdego wieczoru w najlepszych klubach, słucham wesołych piosenek, farbuję włosy na ekscentryczne kolory, bo przecież tak robią szczęśliwi ludzie. Jednak moje włosy są szare… tak samo jak moja dusza.

Wszyscy ludzie się nabierają. Prawie wszyscy… Wszyscy, tylko nie ON. Jego wielkie brązowe oczy przeszywają mnie na wskroś. Nigdy nie daje się oszukać, a jego głównym celem jest  wywołanie u mnie prawdziwego uśmiechu.


~~*~~

     
     Muzyka głośno dudniła. Dopiłam kolejnego drinka. Alkohol coraz bardziej uderzał mi do głowy. W klubie nie było żadnego porządnego faceta, więc stwierdziła, że zajmę się płcią piękną. Procenty potrafią zmienić człowieka.


Zobaczyłam bardzo ładną brunetkę, więc chwiejnym krokiem weszłam na parkiet i zawirowałam w chaotycznym tańcu. Wszystko się kręciło, a różnokolorowe światła nieznośnie migały, jednak to mi nie przeszkadzało. Zaczęłam tańczyć przy mojej zdobyczy, dając jej do zrozumienia jakie mam plany wobec niej. Dziewczyna okazała się bardzo chętna i upita.

W ten oto sposób po kilku minutach tańczenia zaczęłyśmy ocierać się o siebie i obmacywać. Nasze usta złączały się w namiętnych pocałunkach. W dole brzucha zaczęłam odczuwać rozkoszne mrowienie, a między udami wilgoć. Wszystko dookoła przestało się liczyć, ważne było tylko ciepło jej ciała i moja żądza.


Kiedy szalona muzyka zmieniła rytm miałam przebłysk trzeźwego myślenia i niepokoju. Jednak alkohol nie pozwolił na to, aby ten stan długo trwał. Powróciłam do gorących ust nieznajomej i delikatnie włożyłam dłoń w jej spodnie. Cicho jęknęła.


    W tym momencie wszystko się skończyło. Poczułam jak czyjeś silne ramiona odciągają mnie od mojej wybranki i ciągną w nieznanym mi kierunku. Świat znów zaczął wirować, a światła nieprzyjemnie razić. Nieznany osobnik mocniej mną szarpnął. Cholernie cuchnął. Chciałam się wyrwać, ale nie dałam rady. Trzeźwy przebłysk sprawił, że dotarło do mnie co zaraz nastąpi. Serce mi szybciej zabiło, a gardło ścisnął strach.

- Ej kolego! Zostaw mnie! – wybełkotałam i spróbowałam się wyrwać z jego śmierdzących ramion. Nie udało się.

- Nie wierć się mała, pobawimy się trochę. – wysyczał mi do ucha. Czułam jego parszywy oddech. Znowu się szarpnęłam, jednak byłam zbyt pijana, a on zbyt silny. Światła niesamowicie biły po oczach uniemożliwiając mi dostrzeżenie twarzy oprawcy.

- Nie chcę! – wypiszczałam zrozpaczona, ale nic to nie pomogło. Zacisnął tylko mocniej dłonie na moich ramionach, sprawiając tym duży ból. Nie wiem dlaczego, ale w tamtej chwili pomyślałam o tym jakie ogromne będę miała siniaki, a przecież to nie była najgorsza z rzeczy, które miały spotkać moje ciało.

- Mój drogi nie słyszysz, że ta pani nie chce iść z tobą? – do moich uszu doszedł głos jakiegoś mężczyzny, jednak nie mogłam go dopasować do nikogo mi znanego. Mój oprawca wypuścił mnie ze swych żelaznych objęć, zatoczyłam się i najprawdopodobniej skończyłabym na podłodze, gdyby nie wybawca, który złapał mnie w odpowiednim momencie.


Poznałam jego zapach. Na myśl o tym, że nie mogłam zidentyfikować jego głosu, a rozpoznałam go po zapachu głośno się roześmiałam. Objął mnie ramieniem i docisnął do klatki piersiowej. Jęknęłam z bólem kiedy zacisnął dłoń na pokiereszowanych ramionach. Chciałam zobaczyć twarz zboczeńca, który usiłował zabawić się moim ciałem, ale alkohol w organizmie, dzikie światła i dym uniemożliwiały mi to. Zauważyłam tylko jego palec wycelowany w moją osobę.

- Masz szczęście głupia suko, bo gdyby nie ten rozmiękły chuj, już byłabyś jeb… - wylądowałam boleśnie na twardej posadzce, a obleśny facet zataczał się wyjąc z bólu i obiema rękami trzymając się za nos.


Mój rycerz rozmasował sobie dłoń po czym podniósł mnie i wziął na ręce. Przymknęłam oczy i zaczęłam rozkoszować się jego naturalnym zapachem zmieszanym z wonią tytoniu i niesamowicie pięknymi perfumami. Tylko alkohol psuł tą piękną mieszankę.

Szedł stosunkowo spokojnym krokiem, ale oddech miał przyspieszony, a serce mocno mu biło.

     
    Usłyszałam jeszcze tylko jak mówi do kogoś jakieś słowa pożegnania i wszystko ucichło. Bębniąca muzyka umilkła, poczułam powiew świeżego, chłodnego powietrza. Rozchyliłam powieki i popatrzyłam na niego. Było ciemno, tylko co jakiś czas kiedy mijaliśmy latarnię mogłam dokładniej mu się przyglądnąć. Miał lekko rozchylone usta i wzrok wbity w jakiś bliżej nieokreślony punkt na horyzoncie.

- A ja lubię twoje zęby. – wybełkotałam i ziewnęłam. Popatrzył na mnie z góry i uśmiechnął się lekko.

- Jak wrócimy do domu to będziesz się ze mną kochał? – tym razem nawet na mnie nie spojrzał, tylko wyszeptał:

- Ty już lepiej śpij. – warknęłam coś niemiłego pod nosem i wtuliłam się w niego.

- Zaśpiewaj mi coś. – powiedziałam ziewając. Pokręcił głową w geście zrezygnowania i zaczął nucić moją ulubiona melodię. Zamknęłam oczy, ziewnęłam jeszcze raz i odpłynęłam. 





Dodam jeszcze po jednym rozdziale z tego opowiadania i poprzedniego, żebyście mogli zdecydować, które bardziej wolicie, żebym kontynuowała ^^

sobota, 5 marca 2016

NOWE ŻYCIE - Sex, drugs & rock n' roll!!! ~Rozdział 1



    Odkąd pamiętam nienawidziłam niedzieli. Kojarzyła mi się z końcem weekendu, powrotem do patologicznej szkoły i przymusem pójścia do kościoła. Tak samo było teraz, jedyny plus był taki, że nie musiałam iść na drugi dzień do budy.
      
    Siedziałam w kościelnej ławce, w jednym z pierwszych rzędów, wciśnięta między moją babcię i jej przyjaciółkę. Co chwilę słyszałam docinki na temat mojego wyglądu. Miałam serdecznie dość, a to moja koszulka nie tak, a to włosy jak u pani spod latarni, a to coś tam jeszcze. Fałszywe purchawy. Tu święte rączki składały, a na boku mieszały każdego z błotem. Najchętniej wyszłabym stamtąd i zamknęła się w swoim pokoju, słuchając muzyki… ale obiecałam mamie, że będę miła dla babci i będę „grzeczną dziewczynką”. Minuty podczas których czekałam na rozpoczęcie się show dłużyły mi się niemiłosiernie, ale cała horda moherów bardzo starała się umilić mi czas. Dowiedziałam się od nich kilku ciekawych rzeczy na mój temat, o których nie miałam pojęcia.
    
     Na kazaniu chciałam umrzeć! Ksiądz wygłaszał z ambony przemowę na temat młodzieży, tego jaka ona jest zła , co z nami zrobiła współczesna muzyka i inne takie pierdoły. Słysząc to doszłam do wniosku, że według księży najlepiej byłoby gdybyśmy nie istnieli, albo całe swoje życie poświęcili na chodzenie w habitach i modlitwach. To już popełnienie samobójstwa wydawało się lepsza opcją… w tamtym momencie w ręcz wybawieniem.
Postanowiłam się wyłączyć, może nawet zasnąć, dlatego skupiłam swoje myśli na niedawno poznanym chłopaku. Moje życie towarzyskie było na poziomie zerowym, a obcowanie z płcią przeciwną  na minusowym, więc jak już miałam okazję poznać jakiegoś samca to bardzo to „przeżywałam”… i to jakiego samca. Był przystojnym Mulatem z burzą czarnych loków. Grał na gitarze elektrycznej w rockowym zespole, z którego w zasadzie znałam tylko jego. Słyszałam kilka ich kawałków i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobały chociaż nie do końca były w moim guście. Niedawno wydali płytę i osiągnęli to o czym tak bardzo marzyli – sławę. Jedno jest pewne, Slash miał tabuny fanek, które dałyby się pociąć za rozmowę z nim, a ja go poznałam wpadając na niego przed biurowcem mojej mamy, kiedy wybiegałam z niego wkurzona i zalałam go moją mrożoną kawą. Nie miałam pojęcia kim był i jakoś tak się złożyło, że kontakt nam się nie urwał, nawiązaliśmy przyjacielską więź i prawie każdy dzień spędzaliśmy razem. Może nie każdy, co trzeci. Był moją jedyną rozrywką w tamte wakacje , jak już wcześniej wspominałam nie miałam znajomych, nie chodziłam na imprezy. Prowadziłam cichy tryb życia, ale Slash powoli zaczynał wywracać to do góry nogami.
    
     Z mojego zamyślenia wyrwał mnie głośny trzask. Zauważyłam poruszenie wśród stada babć, więc odwróciłam się w stronę źródła hałasu, którym było wejście do kościoła. Czułam jak serce mi zamiera na chwilę, żeby po paru sekundach zacząć dziko galopować. W wejściu do świątyni stał obiekt moich przemyśleń i energetycznie rozglądał się po wnętrzu pomieszczenia, wprawiając tym swoją czuprynę w falowanie. Po chwili zatrzymał swoje spojrzenie na mnie (chyba, ciężko określić przez włosy zasłaniające twarz) i szeroko się uśmiechnął. Ksiądz zamilkł (może Bóg jednak istnieje i ma nas w swojej opiece), a babcia rzuciła mi zabójcze spojrzenie.
  
     Nie miałam pojęcia jak zareagować, więc po prostu wzruszyłam ramionami udając że nie znam tego osobnika. Tymczasem Slash zmierzał w moim kierunku, a ja miałam kompletną pustkę w głowie. Byłam całkowicie wpatrzona w niego.  Wyciągnął do mnie rękę i tak stał z wielkim uśmiechem na ustach. Słyszałam szmery wokoło i o dziwo babcia nic nie gadała. Chyba patrzyła tępo w jego dłoń tak jak ja. Wbrew swojej woli chwyciłam ją i zostałam wyciągnięta z ławki. Szarpnął mnie w stronę wyjścia, a ja jak robot poszła za nim. W głowie miałam tylko jego postać i to jakie będę miała później piekło za ten wybryk.
   
     W momencie kiedy uderzył mnie w twarz powiew świeżego, letniego powietrza i zapach jego włosów, które musnęły mój policzek wprawione w ruch przez wiatr, zauważyłam jaki ten dzień jest piękny. Ptaki śpiewały, słońce cudownie przygrzewało, a ja właśnie stawałam się wolna. Głośno się zaśmiała i pobiegłam przed siebie mocno ściskając jego dłoń. Przez chwilę widziałam jego zdziwioną minę, ale nie przejmowałam się tym i w podskokach zmierzałam do samochodu z którego wydobywała się głośna muzyka i krzyki kłótni. Nie wiedziałam kto tam siedzi, ale byłam w stu procentach pewna, że to towarzystwo Slasha. Jednak zapomniałam o jednym drobnym szczególe. Mojej babci.
- Anastasio Knight co Ty wyprawiasz? – gwałtownie się zatrzymałam, a Slash lekko wpadł we mnie. Znowu ta odpowiedzialna część mojego umysłu mówiła mi, że robię głupotę,  że powinnam skruszona wrócić do ławki i błagać Boga o przebaczenie. Ale cichy głos mojego towarzysza wyklinający coś pod nosem przywrócił mi zimną krewa. Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam babci w oczy.
- Jak ty się zachowujesz, co to ma znaczyć? Kim w ogóle on jest? Wygląda jak bezdomny! ON JEST CZARNY?! – ostatnie słowa przyczyniły się do zamordowania mojej rozsądnej części umysłu. Slash stał, nie odzywał się i nic nie robił, dając mi pole do popisu. Nienawidziłam rasistów i homofobów.

- Tak babciu. Jest czarny i regularnie z nim sypiam. – Mówiąc to rozpięłam stanik pod koszulką, zdjęłam ramiączka przez rękawy i rzuciłam nim gdzieś na bok. Potargałam rajtki i chwyciłam za rękę śmiejącego się pod nosem gitarzystę.

- Sex, drugs & rock n' roll!!! – wykrzyczałam i zostawiając osłupiałą babcię za sobą, pobiegłam do samochodu pełnego rozwrzeszczanych postaci.