piątek, 20 czerwca 2014

"Miłośc nie wybiera" - ROZDZIAŁ 2

   Czułam jak na moje policzki wypływa rumieniec. Jednego byłam pewna - spaliłam największego buraka w historii Konohy. Popatrzyłam na wszystkich w około. Sakura lekko zmieszana stała z tyłu, Naruto głupkowato się uśmiechał, a Kakashi stał niewzruszony z założonymi na klatce piersiowej rękami.
- Kakashi-sensei ja rozumiem, że jesteś mężczyzną i potrzebujesz kobiety - zaczął poważnie blondyn, co w jego wykonaniu wyglądało komicznie. On i powaga! - NO ALE WEŹ! Momo jest w moim wieku! To podchodzi pod molestowanie nieletnich - Naruto zaczął zwijać się i krztusić ze śmiechu. Od początku czułam, że to nie będzie nic mądrego. Załamałam się totalnie. Coraz bardziej zaczynałam powątpiewać w nas, czyli młodzież Konohy i naszą inteligencję. Przecież na kilometr było widać, że mnie z Kakashim nic nie łączy! Przynajmniej tak sądzę... 
- NARUTO! - usłyszałam krzyk Sakury. Po sekundzie chłopak leżał na ziemi znokałtowany. Jednak dziewczyna nie wytrzymała. Odkąd zaczęłam swatać tą dwójkę i z nimi się zadawać, robiłam wszystko, żeby oduczyć Sakurę walenia Naruto po głowie. I tak miał ciężkie myślenie, więc okładanie go pięściami po czerepie na pewno mu nie pomagało w myśleniu. Dziewczyna dzielnie sobie dawała radę i swoją frustracje wyładowywała na jakimś drzewie w pobliżu, ale tutaj najwyraźnie przelała się czara... goryczy? 
- Sakura. Spokojnie. Niech gada sobie co chce, - powiedziałam spokojnie do różowowłosej - ale wiedz Naruto, że ja nie wiążę się z takimi starymi kaszalotami jak Kakashi - prychnęłam na chłopaka i odwróciłam się do ściany. Słyszałam jak Kakashi zachłysnął się powietrzem, jak Naruto dostał dzikiego ataku śmiechu i jak Sakura kulturalnie usiłowała się powstrzymać od śmiechu. Po kilku minutach wszyscy się uspokoili, Kakashi zaczął spokojnie oddychać, Sakura się opanowała, a Naruto zdzielony przez dziewczynę już spokojnie siedział na podłodze. 
Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. 
- Momo nie gniewaj się, - powiedział blondasek - ale muszę przyznać, że z tym kaszalotem to pojechałaś - dodał i nastąpiła kolejna salwa śmiechu szybko okiełznana przez mrożące krew w żyłach spojrzenie Sakury. Ja na to tylko fuknęłam i odwróciłam głowę. 
- Wcale nie jestem taki stary - burknął naburmuszony Kakashi, widok jego obrażonej buźki był uroczy. Powoli wstałam z krzesła i podeszłam do niego. Położyłam mu swoją rękę na ramieniu i powiedziałam poważnym tonem: - Nie oszukujmy się - on jedynie prychnął i wyszedł obrażony. Naruto mało się nie przewrócił ze śmiechu, a Sakura ze zrezygnowaniem zabrała się za uspokajanie go pięścią. 
Stałam przez chwilę i zastanawiałam się nad tym co powiedziałam. Czy aby nie przesadziłam? I czy on na prawdę się obraził? Po minucie burzy mózgu i wszystkich myśli, postanowiłam go poszukać. On był zdolny do wszystkiego i nie miałam pojęcia, czy pojął, że to jest żart. Szybko pobiegłam go szukać. 
  
~*~ 
  
    Nigdzie, ale to nigdzie nie mogłam go znaleźć. Po godzinie szukania go, zrezygnowana poszłam do parku. Usiadłam na mostku i popatrzyłam w swoje odbicie. Fioletowe, żyjące własnym życiem włosy, tego samego koloru oczy. Nic specjalnego. Zamknęłam ślepia i z cichym westchnieniem oparłam głowę o poręcz mostka. Byłam już zmęczona moją życiową sytuacją. Na prawdę bałam się, że Kakashi się na mnie obraził. Kochałam go. Kochałam, ale jako przyjaciela. Kiedy był mi potrzebny był przy mnie, nawet w środku nocy, męczona koszmarami, przychodziłam do niego, a on dawał mi kakao i pomagał zasnąć. Do Naruto nie potrafiłabym tak przyjść, ani do Sakury. Przy Kakashim czułam się dobrze. Wiedziałam, że mogę mu powiedzieć wszystko, wiedziałam że on mnie akceptuje w stu procentach taką jaką jestem. Oczywiście z Naruto było tak samo, ale mimo wszystko to nie to co z Kakashim. Teraz pojawiło się jedno pytanie: czy to była miłość tylko przyjacielska? Miłością przyjacielską i braterską darzyłam na pewno Uzumakiego, a Kakashiego? Zrezygnowana westchnęłam. Ktoś przysiadł się do mnie. Od razu wiedziałam, że to on. Miał taki kojący zapach, ale jednocześnie rwący wszystkie moje komórki. Nikt tak na mnie nie działał. Nigdy. Głęboko wciągnęłam powietrze. Chciałam go poczuć. 
- Posłuchaj, ja na prawdę... - zaczął tym swoim ciepłym i troskliwym głosem
- Nie - przerwałam - Wiem. To ja źle postąpiłam. Nie powinnam tak do ciebie mówić. Jestem tylko gówniarą, cholernym demonem, a ty szanowanym jouninem. Przepraszam - to ostatnie wyszeptałam. Tak rzadko kogoś przepraszała, że już zapomniałam jak się to mówi. Kakashi popatrzył na mnie zdziwiony. 
- Nie o to mi chodziło - wyszeptał - To ja chciałem przeprosić ciebie 
- Za co? - zapytałam zdziwiona. 
- Kiedy Naruto powiedział to o mnie i o tobie w Ichiraku, zrozumiałem że to musi tak wyglądać. Stary koń przystawiający się do młodej dziewczyny. - wyjaśnił - Nie chcę cie skazywać na wytykanie palcami, - I tak już wszyscy to robili - dlatego wiedz, że nic poza przyjaźnią do ciebie nie czuję - mimo ulgi jakiej doznałam po tych słowach, coś w środku mnie wyło z rozpaczy. Jakaś cząstka mnie pragnęła być kochana przez niego. Jedna łza spłynęła po moim policzki, ale szybko ją starłam. 
- Momo. - powiedział i zaczął się śmiać. Popatrzyłam na niego zdziwiona - Pamiętasz skąd wzięło się to przezwisko? - Wybuchnęłam śmiechem. Tak. Pamiętam skąd ono się wzieło. 
   Był to ciepły, letni dzień. Kakashi, Sakura i Naruto mieli misję. Musieli iść do jakiejś wioski przy granicy i coś tam załatwić bardzo ważnego. Mi się strasznie nudziło, toteż postanowiłam pójść z nimi. Oczywiście Tsunade o wszystkim wiedziała! (Taaaa.. po powrocie dostałam miesięczny zakaz wychodzenia poza granice wioski). Aby wejść do tej wioski musieliśmy przybrać inne postacie, ponieważ Konoha nie żyła z nimi w zgodzie. Gdzieś po drodze mijaliśmy pewną dziewczynę, która bardzo mi się rzuciła w oczy, więc postanowiłam się trochę do niej upodobnić. 
Po załatwieniu tego co mieliśmy załatwić, poszliśmy do baru. Po drodze wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli i mi się kłaniali, co było bardzo dziwne, a gdy weszliśmy do baru wszystkie rozmowy nagle ucichły i każdy patrzył na mnie z przerażeniem. Nie wiedzieliśmy o co chodzi, więc usiedliśmy gdzieś na końcy karczmy i nie zwracaliśmy na to uwagi. Byłam w trakcie bardzo ciekawej dyskusji z Naruto na temat tego, które lody są smaczniejsze, czekoladowe, czy waniliowe gdy tu nagle wpadli jacyś goście i zaczeli na mnie wrzeszczeć! Po chcwili wpadła jakiś grupy jegomość (około trzydziestki) i zaczął mnie przytulać. Bardzo nieładnie pachniał, a że ja mam wyostrzony węch, myślałam że zwymiotuje. 
- Skarbie ty mój! Momo kochane! Jak mogłaś uciec mi sprzed ołtarza! Skarbie! - zaczął do mnie mówić i co gorsza całować! Za cholerę nie mogłam mu się wyrwać, a moja drużyna nie mogła mi pomóc bo strażnicy odgrodzili im drogę do mnie. Za tym parszywym grubasem stał jakiś starszy gościu, patrzący na mnie wzrokiem pt. Poczekaj aż będziemy sami! Nie przeżyjesz! Zaczęli mnie ciągnąć w stronę wyjścia, a ja się darłam i wierciłam. 
- Droga panienko Momo! Nie ładnie się tak zachowywać! Nie dość, że uciekłaś sprzed ołtarza, to teraz jeszcze nie chcesz wrócić. Za godzinę ma panienka wraz z narzeczonym zamówioną łódź na wyspe na której państwo spędzają noc poślubną - chwila, chwila. Małżeństwo, statek, wyspa, noc poślubna... SEKS!!! Mniej więcej tak wyglądał mój tok myślenia. Wiedząc co małżonkowie robią w noc poślubną zaczęłam się jeszcze bardziej miotać! Ja nie chciałam tego robić z tym wieprzem! Zostałam spoliczkowana. O dziwo prze "narzeczonego"! Jak ta dziewczyna miała mieć takiego męża to jej współczuję. I w tym momencie do akcji wkroczyła Kakashi. Wybawiciel! Zaczęły się ostre negocjacje i dyskusje. W rezultacie w tej wiosce spędziliśmy dodatkowy dzień. Te małpy za cholerę nie chciały nas wypuścić. Nie można było im wytłumaczyć, że nie jestem panienkom Momo. Nawet przybranie mojej normalnej postaci nie pomogło, ale Kakashi i jego geniusz rozmów pokojowych wszystko załatwiły. Okazało się, że przybrałam postać córki ważnej osobistości z tej wioski, która zwiała sprzed ołtarza do innego chłopaka. W sumie to nie dziwie się dziewczynie... z takim grubasem... Fuj. No mniejsza o to. Z całej tej akcji wywiązała się afera na grubszą skale, ale na szczęście my zostaliśmy wypuszczeni. Drużyna siódma przesiedziała kilka godzin w więzieniu oskarżona o uprowadzenie, a w ogóle co się działo kiedy tamci dowiedzieli się, że jesteśmy z Konohy! Ale wszystko dobrze się skończyło. Miałam mocno przerypane u Tsunade, ale jakoś ją udobruchałam.  

~*~ 
   
   Śmialiśmy się z jak opętani. Razem z Kakashim wspominaliśmy nasze początki znajomości i inne dziwne historie, dawne czasy i nie tylko. Ja ledwo oddychając, szłam przed siebie jak pijana. Zataczałam się i potykałam, co wzbudzało w nas jeszcze większy śmiech. Ludzie w parku patrzyli na nas dziwnie, znaczy na Kakashiego no bo to sławny Hatake! Ja bym mogła publicznie się zabić, a oni jeszcze by zaczęli tańczyć w około moich zwłok, albo całkowicie by to zignorowali.  
Przede mną wyrósł nagle kamień, biorąc pod uwagę mój stan i to jaka ze mnie łamaga, potknęłam się o niego. Kakashi podbiegł do mnie, żeby mnie złapać, ale wyszło z tego to że ja leżałam na Kakashim, a on na ziemi i głupio się śmialiśmy. Początkowo nie zwróciliśmy uwagi na naszą pozycję, ale kiedy się uspokoiliśmy nasze twarze niebezpiecznie zaczęły się do siebie zbliżać. Czułam jego oddech na policzkach. Przeszedł mnie dreszcz i ogarnął gorąc. Lekko przysunęłam rękę do jego twarzy i delikatnie zdjęłam mu maskę. Nie patrzyłam na jego twarz. Byłam zafascynowana jego oczami (a tak dokładniej, okiem). Mogłam tam zobaczyć tyle uczuć. Byliśmy obydwoje podekscytowani. Ja czułam przypływające fale gorąca i cholerną radość tym co miało zaraz nastać. Jeszcze milimetr... jeszcze odrobinka! Tak nie wiele nas dzieliło i... BADUMC!!! Pi@#$%^&*a rzeczywistość mnie spoliczkowała. On - umiejętnościami dorównujący Hokage, dojrzały mężczyzna. Ja - gówniara, z demonem w środku.  
Jak poparzona wstałam z Kakashiego i popatrzyłam na niego. Teraz mogłam mu się przyjrzeć. Męskie ryzy twarzy, zgrabny nos i wąskie usta, których tak pragnęłam w tamtym momencie. Dobrze mi znana blizna przechodząca przez lewe oko i fragment policzka oraz jeszcze jedna, mniejsza na prawym policzku. To piękne ciemne oko, teraz patrzące na mnie ze smutkiem i zdziwienie. Czułam jak serce pęka mi na pół. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. 
- Przepraszam - wyszeptałam. 

~~~~*~~~~ 

    KOOOOONIEC. Teraz notki będą się pojawiały raczej nieregularnie (ah to moje lenistwo), ale jak będziecie zaglądać w sobotę rano to już na 100% jakaś będzie ;) Jeśli chcecie być informowani to piszcie w komentarzach gdzie mam to robić, ale pewnie i tak będę to robiła na czacie google XD


Macie tutaj jak mniej więcej wygląda Momo :)






 

środa, 11 czerwca 2014

"Miłośc nie wybiera" - ROZDZIAŁ 1

    Kolejny beznadziejny dzień mojego beznadziejnego życia. Kolejny dzień z moją beznadziejną "rodziną". Taaaaaak... Rodziną. Ciężko to tak nazwać, ale co na to poradzić? Nic... rodziny się nie wybiera. Ale w sumie nie dziwie się im, że traktują mnie tak jak traktują... w końcu jestem przypadkiem i to na dodatek demonicznym... Jakbyście nie załapali to jestem nosicielem demona! Nazywam się Momoko Zekuro i mam w sobie demona!!! Demona, którego nazwy nawet nie pamiętam. Hahaha udana jestem, nie? Na szczęście mój cichy towarzysz jeszcze się we mnie nie przebudził, a może na nieszczęście? Miałabym przynajmniej kogoś do towarzystwa na każdą chwilę. Z resztą nie wiem. 
W swoim domu tylko śpię. Z tego względu, że nie wytrzymałabym z moją rodziną nawet godziny, zaraz po przebudzeniu się wychodzę i wracam dopiero koło północy. Ja żyję swoim życiem, oni żyją swoim. Cały czas spędzam z moimi przyjaciółmi. Nie, to nie są przyjaciele, to są znajomi. Przyjacielowi wierzy się bezgranicznie i ufa, a ja nie mogę tak powiedzieć o ludziach z tej wioski. Osobami które mogę nazwać przyjaciółmi jest Naruto Uzumaki, Kakashi Hatake i ewentualnie Sakura Haruno. Naruto mnie rozumie, bo jest taki jak z tą różnicą, że on stał się bohaterem i wszyscy go kochają, a ja jestem zwykłym szaraczkiem, który nawet na misje nie chodzi, tylko czasem dołączam się drużyny siódmej. Wszyscy mieszkańcy Konohy mnie nienawidzą... zresztą z wzajemnością. Naruto z Sakurą często pomagają wygrzebać mi się z dołka, a ja w zamian staram się ich zesfatać ze sobą co, muszę przyznać, daje coraz lepsze rezultaty. Jeśli chodzi o Kakashiego, to poznałam go kiedyś przypadkiem, wpadając na niego na ulicy, ale to inna historia... Innym razem wam ja opowiem. 
    Leniwie zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Po drodze zaczepiłam o szafę wyjmując z niej jakieś ubrania. Nie jestem jakąś wyrafinowaną lafiryndą i mam własny styl. Ubieram się normalnie, ale na swój sposób dziwnie. Szorty, bokserka i bluza bez rękawów. Włosy spięte, ale częściej rozpuszczone i trampki, bądź klasyczne buty shinobi. Jestem na poziomie chunina, ale będę walczyła o tytuł jounina, tylko na razie mi Piąta nie pozwala... Gada tam coś o zagrożeniu spowodowanym możliwością przebudzenia się tego czegoś we mnie.  
Przypomniałam sobie, że na jedenastą jestem umówiona z Kakashim na ramen. Popatrzyłam na zegar. Była dziesiąta. Wiedziałam doskonale, że Hatake spóźni się jakieś dwie godziny, więc spokojnie poszłam się umyć. Po jakże cudowny prysznicu, czyściutka i pachnąca zbiegłam do kuchni. Była tam moja mama, ale nie zwróciłyśmy jakoś uwagi na siebie. Wzięłam jabłko w zęby, spięłam włosy i wybiegłam z domu. 
   Jeśli was interesuje mój wygląd to mam fioletowe włosy (farbowane, naturalnie ciemny bląd), szare oczy, jestem wysoka i szczupła. Na lewym nadgarstku wytatułowałam sobie znak Konohy... nigdy nie lubiłam tych opasek. To tyle jeśli idzie o mój wygląd. 
   Do budki z ramen dobiegłam w niecałe dziesięć minut. Spóźniłam się jedyne dwanaście minut i tak jak się spodziewałam Kakashiego nie było, ale co mnie ogromnie zdziwiło Naruto też nie było. Zazwyczaj o tej godzinie zjadał już trzecią miseczkę. Lekko zdziwiona wzięłam gazetę i usiadłam przy ladzie. Zaczęłam czytać tego lokalnego szmatławca. Nie było tam nic ciekawego, jakieś wzmianki o Festiwalu Kwitnącej Wiśni przypominające mi o urodzinach Sakury i inne duperszwańce. Jedynym artykułem jaki na prawdę mnie zainteresował była wiadomość o tym, że w pobliżu wioski szwęda się Itachi Uchiha. Niestety nie było żadnych szczegółów, a miałam nadzieję, że dowiem się czegoś konkretnego o nim. Ile razy pytałam kogoś o niego, czy to Naruto, Kakashiego. Piątą lub Sakure nikt nic nie chciał mi powiedzieć. To było takie denerwujące... 
  Na Kakashiego wcale tak długo nie czekałam. Zdążyłam tylko przestudiować całą gazetę i przeliczyć część moich włosów... Tak wiem, jestem nienormalna, ale nienawidzę się nudzić i czekać. 
- Wybacz, ale...- usłyszałam jego głos za sobą. Od razu poczułam, że to on. Rozpoznałam jego zapach. Taki jedyny i niepowtarzalny. To też jedno z moich dziwactw. Rozpoznaję ludzi po zapachu, ale mam to od małego i Tsunade powiedziała, że jest to efekt posiadanie tego czegoś w środku co zapewne jest jakimś psopodobnym czymś.
- Nie kończ!- warknęłam - Mam tego dość! Człowieku! Ja tu włosy zaczęłam liczyć! W-Ł-O-S-Y!!!- patrzył na mnie dość zdziwiony Tylko, żeby nie było. Ja tylko udawałam złom. Na Kakashiego nigdy nie potrafiłam się gniewać. 
- Oj, no nie gniewaj się - powiedział smutno i popatrzył na mnie. Miał minę zbitego psa (warto dodać, że ponad życie kocham psy), ale ja postanowiłam być twarda. 
- Na swój ślub tez się spóźnisz?! - fuknęłam 
- Jeśli ty będziesz na mnie czekała pod ołtarzem, to nie - takiej odpowiedzi w życiu się nie spodziewałam. Siedziałam tam z rozdziawiona gębom i głupio się lampiłam w Kakashiego. 
- Spokojnie! Żartowałem - jak to miał w zwyczaju zaczął się drapać po tyle głowy i śmiać, a ja póściłam focha. Tylko nie mylcie focha z obrażeniem się, ponieważ w moim wykonaniu to dwie różne rzeczy. - Gniewasz się? - zapytał niepewnie. Popatrzyłam na niego spodbyka. 
- Nie! - krzyknęłam i przytuliłam się do niego. Taaak... byłam jedną z niewielu osób, które mogły sobie na to pozwolić. Właśnie. Wspomniałam, że między mną, a Kakashim jest dwanaście lat różnicy? Nie? No to wspominam. On ma dwadzieściadziewięć lat, a ja siedemnaście. Wiem, wiem. On stary, a ja gówniara. Słyszałam niejeden raz tą gadkę od rodziców i Piątej, ale oni wyobrażają sobie niewiadomoco, a my jesteśmy tylko przyjaciółmi... chyba. 
- No dobra, starczy tych słodkości. - odskoczyłam od szarowłosego jak poparzona. Za nami stał rozradowany Naruto i lekko zmieszana Sakura. Nawet nie chcę wiedzieć co oni sobie pomyśleli.

~~*~~ 
  
Mam wolny czas i postanowiłam coś napisać, ale nie miała natchnienia do tamtego opowiadania, więc powstało to coś XD Nie wiem jak się podoba, ale osobiście uważam, że jest lepsze od tamtego gówna.